28 gru 2011

Szepty w poduszkę

Nie możemy być.
Nie możemy trzymać się za ręce,
Tak jak kiedyś,
Czy dzielić się ostatnią kromką chleba,
Czy liczyć nieprzebrane gwiazdy
Na oceanie nocnego nieba,
Czy śpiewać nasze ulubione piosenki,
Nawet kiedy słów nam brak,
Czy całować się namiętnie i do utraty tchu w deszczu
Nie przejmując się tym, co ludzie pomyślą,
Czy okrywać się tym samym kocem
A twoja dłoń zmuszałaby mnie do śmiechu,
twoje stopy mroziłyby moje gorące jak węgle...

Nie możemy być,
Choć tak bardzo tego chciałem,
Ty masz nowe nazwisko,
A ja dałem swoje innej.

18 gru 2011

Grudzień 2011

Gdy mama umarła, jej głos
zapętlał się nieskończenie na mojej
automatycznej sekretarce, Co dziś
przygotowujesz na obiad?

14 gru 2011

Sierpień

Usiedliśmy na ciepłych schodach za szkołą
znacząc iksy naszymi paznokciami
na świeżych ukąszeniach komarów
w oczekiwaniu na powiew wiatru.

13 gru 2011

Ciemniej

Noc, kierowca limuzyny w czarnym garniturze
jadący tam gdzie mu przykazać,

odjeżdża z zamkniętymi oczami
i pustym tylnim siedzeniem.

12 gru 2011

9 gru 2011

Tu Fu

albo Ptak z Zapałem, skrobie pazurem
i leci, zupełnie jak
osierocony ryś, drażniący

zimowy krajobraz

Definicja pompatyczności

Czy to ma coś wspólnego z Pompejami? - spytała moja córka.
Powściągliwe życie
w cieniu wulkanu...
Tak. - odpowiedziałam.

8 gru 2011

Szał

Mój umysł pragnie bić się
kiedy twój klucz,
tak delikatnie,
sprawia że drzwi drżą,
co z kolei sprawia,
że moje poczucie przyzwoitości sunie
tuż nad stołem
i rozbiega się w gwałtowny
bezzasadny
technikolorowy

gniew.

Na ciebie.
Na mnie.
Na nich.
Na wszystkich i
w zasadzie na nikogo.

Tamte dni

życie było tak banalne
wtedy
w tamtych czasach
kiedy mogłem leżeć
z głową
tuż przy ziemi
słuchając trawy
gwiżdżącej
lekki wiatr
pobudzający moją szyję
łaskoczący
moje myśli
moja skóra
dojrzała
pod złotym
ciepłem dziecięcego
słońca

3 gru 2011

Droga

gdyby nie ten telefon,
który skierował cię nie na północ, a na wschód,
moglibyśmy się w ogóle nie spotkać, a
ja mógłbym teraz być gdziekolwiek, z
kimkolwiek, robiąc cokolwiek...ale
spotkaliśmy się, dzięki temu telefonowi,
który skierował cię nie na północ, a na wschód

Uśmiech do aparatu

- Powiedziałem uśmiechnij się, nie śmiej się - powiedział wyraźnie poddenerwowany. - Z czego tak w ogóle się śmiejesz?
- Och, nie z ciebie. - pospiesznie tłumaczę ocierając łzy z moich oczu.
- Z czego zatem? - pyta on znowu.
- Nie wiem, ja tylko...
Jest zmieszany, nie mogę się powstrzymać. Po chwili jej słodki śmiech łączy się z moim i całkowicie oddajemy się tej radości. Patrzy się na nas dwie zdezorientowany i milczący.
- Kobiety - mamrocze robiąc zdjęcie.

Sobotnie zakupy

Bluzki i swetry i zabawki i twoje oczy
o kurcze...

28 lis 2011

Nikt nie chce wiedzieć

Kiedy ktoś pyta "Co tam?"
wcale nie chce słyszeć że twoja pralka
skapcianiała, a twój kot właśnie zdechł,
albo że twojej teściowej właśnie zdiagnozowano
Alzheimera, ani że twoje ubezpieczenie
nie pokryje operacji, bo to wada wrodzona
a ciebie nie ma na liście oczekujących.
Kiedy ktoś pyta "Co tam?", naprawdę mówi tylko "cześć".

Gdy lód jest rozpustą

Lód jest good,
no chyba że nie jest.
Kiedy ślizgają się samochody
poinstruują cię dobrze
byś w domu został dla wygody
i patrzył z daleka.

21 lis 2011

Nie szarp, proszę

Szarpie się na smyczy, niecierpliwy,
chce by go spuścić.
Są zapachy psów i dmuchawce
do zwąchania, tropy do wyśledzenia, oraz
nowe psy do poznania. Kiedy naprężam lekko
z mojego końca smyczy, raz kolejny
muszę siebie spytać: kto kogo wyprowadza?

19 lis 2011

***


W matrioszki brzuchu,
mniejsza, a w niej,
jeszcze mniejsza.

Czasami rzeczy nakładają się na siebie,
jak krople deszczu w słońcu,
albo implodująca gwiazda, czy miłość

i czasami są tylko chmury.

Odległość między nami

Ciągnie za smycz
cały czas -
idź, mówi mi,
nie przystawaj,
nie guzdraj się,
do nogi.

tak jakby miała klapki na oczach

Ziemia jest
świeżo nasiąknięta
zapachami tych
którzy tędy przechodzili.
Są liście by je ścigać,
zarośla
do zbadania.

tak jakby miała klapki na oczach

Gdybym tylko mógł
sprawić by zobaczyła
że długość spaceru
wcale się nie liczy,
ale jego rozpiętość.

tak jakby miała klapki na oczach

Zgubiony we mgle

Jadąc nocą w gęstej mgle,
W poświacie moich reflektorów,
Tracę orientację.

Bez żadnych punktów orientacyjnych
Czasami zapominam - gdzie jestem,
Gdzie byłem, gdzie zmierzam

I jak daleko zaszedłem.

18 lis 2011

Wyspa

Legenda mówiła o deszczu przechodzącym
głeboko w morze, deszczu grasującym
po żelaznym dachu, deszczu szepczącym.

14 lis 2011

Bez trzeciego palca

Sprzedawca jej się przyjrzał.
Młoda dziewczyna, oczy szeroko zamknięte,
Bez pierścionków palce splecione z bólem
wokół jej wielkiego brzucha.

Noc w sobotę

kiedy braknie obcych łez
uderz mnie w twarz -
to lepsze od całowania
powiedz mi w co grasz?

8 lis 2011

Mapowanie

Zmień literę: wschód
przechodzi w zachód. Zmień
dwie: północ staje się południem,
a ty kompletnie się gubisz.

Mechanizm zegarowy


Nienadzwyczajniejszy dzień,
pełen zwykłych odgłosów
rozbryzgujących się po ścianach
jak w pociągu kubek herbaty.

7 lis 2011

Gruby kot

Ten kot jest gruby,
ale ciągle grasuje.
Brzuch jak kołyska, pośladki przy ziemi,
ale ciągle grasuje.

Prosta kalkulacja

Krążę jak jastrząb ponad ścierniskami.
Zanim zdołam obliczyć
dystans pomiędzy nami,
tamten zapuka do twoich drzwi.

28 paź 2011

Ścinanie twoich włosów było łatwe

twoje szerokie plecy nie wzdrygnęły się
kiedy nogi nożyczek szarpnęły
kiedy chciałam ściąć więcej
niż mnie o to prosiłeś

Bezpieczne wody

pomarańczowe kamizelki ratunkowe upstrzyły
ten wzburzony, niebiesko-fioletowy przestwór
alfabetem Morse'a pływaków

Literacki dylemat

Daje mi swój tomik,
Następnie wymaga opinii. Pfff.
Może lepiej jakbym go kupił?

Uprzejmość

nagła ulewa
poprawności zmaga się z parasolkami
tylko ślimaki zadają sobie trub
by się zatrzymać
i przedłużyć przywitanie

Wewnątrz otwartej butelki

Pszczoły umierają zwabione blaskiem
muchom uchodzi na sucho - kryją się w ciemności
Co, co
jeśli pusta butelka się zakręci?

Na kanapie

plącząc się w
porysowanym jazzowym kawałku
którego dźwięk przypomina mi
o zapomnianym uczuciu

Zmarszczki

zakochiwać się
to jak składać pranie
- robisz nowe zmarszczki
żeby zakryć stare

Pocztówka #1

mój cień
chce ode mnie
pobierać czynsz
za ziemię na której stoję

#44

poranna gazeta
zwiastun dobra i choroby
-- stąpam po niej

#43

samotność w sieci
kropelki czułości
sklejają rzęsy

Nadzieja

Nadzieja chadza ponad
wysoko ponad
głębią rozpaczy

7 paź 2011

Oczekiwanie

Otoczka różnorodności
Wisiała nad miastem.
Fala zimna
Zamroziła letnie iluzje.
Rozbudzony wiatr
Rozpętał swoje złości.
Pierwsze drzewo
Zaakceptowało nagość
Jak zimowy płaszcz;

Pogrążyło się w śnie.

30 wrz 2011

Pozdrowienie

Jedliśmy
W małej kuchni,

Stworzonej
Dla małych
Ludzi.

Gdyby drzwi
Nie zatrzasnęły się

Na nodze
Trzasnęłyby
Głucho
W przeciągu.

Prawie
Niemożliwe
Do otwarcia.

Ojciec
Pozdrowił
I nigdy
Nie pożegnał się.

10 wrz 2011

Matki

Widziałem dziś twoją matkę.
Uśmiechnąłem się.
Zmarszczyła brwi.
Tak bardzo przypomina mi ciebie.

Laptop

Poświata z laptopa ukazuje srebrną sylwetkę.
Twoje ramiona, skupienie solo ładuj następny,
Moje otwarcie rozluźnione i należycie ułożone,
Znów się w tobie zakochuję.

22 sie 2011

***

przez swoją własną nieuwagę
przerwałem swoją linię życia
trochę krwi się polało
ty się zaczerwieniłaś
powodując że mój papieros
wypadł na ulicę
gasnąc pod kołami samochodu

gdyby nie moja nieuwaga
siedzielibyśmy teraz na skwerku
albo w kinie
może teatrze
a tak
skowyt mój przeszywa powietrze
jak ta igła lekarska
co moją linię przerwaną
przeszywa nicią

11 lip 2011

Obrazek z papierosem w tle

krzyczę przez tłum tańczący na parkiecie
wariacje strun głosowych
przesuwają się miękko
po zaczesanych od tyłu myślach
dopalającym się rudawym dymem papierosem
wyznaczam w powietrzu swoje granice
sięgam na odległość dymu
i pokrywam się tobą
trzymając westchnienie
w zanadrzu dłoni mojej

28 cze 2011

Kain rzekł do Abla

Ten narcystyczny grzesznik,
mówią że lubi sobie wypić,
że lubi pobić się.
Lukratywnie było źle,
a rok ten wciąż pod kreską.
Wypadam z mej miłości,
co pragnąłem teraz mam.

a Kain rzekł do Abla:
bracie, byłem zły -
zgładziłem cały zastęp aniołów
gołymi mymi dłońmi.
Kain rzekł do Abla:
bracie, jestem zły
i znaleźć nie mogę okularów mych.

27 cze 2011

Witamina

Wołam cię,
Żebyś nalała wody,
Bo do lania wody trzeba dwojga.
Ale jednego tylko by podtrzymać niebiosa.
Potrzebuję paliwa, znajduję tylko opary
Wdycham ale to za mało
Chcę pisać o tobie przy tobie i w tobie,
A ty,
Biczujesz mnie smyczą zwaną miłością.

Mój ból to mój ból,
Twoim lekarstwem są witaminy.
I jesteś moją witaminą,
Moją tonącą kapsułką,
Ponad włosami,
Ponad mą skórą.
Tworzysz komórkę
I jesteś moją witaminą.

20 cze 2011

*** (Rude Cappuccino)

skoczyła do kawy
spijając z niej resztki szarości
czy napiszesz do mnie kiedyś
będąc w swoich krajach dalekich
czy zanurzysz kiedyś myśli swoje
w moim ciele którego przecież poznać nie możesz
ale o którym wiem że marzysz wieczorami

wbiegła susem subtelnym
w konkurencyjność jego świata
przyćmiła mu rdzawością włosów swoich
ostatnie promienie bezsensu
który ogarnął już nawet cukierniczkę
stojącą od dekady na komodzie w jego przedpokoju

wbiegła cieniem na ścianie
i kazała tęsknić
a on dopił kawę
aż go zakuło w boku
zatęsknił ogromnie
i serce mu prawie pękło

14 cze 2011

Dżast bikoz

Brejkam wszystkie rule.
W Babilonie.
Brejkam wszystkie rule.
Za pieniądze.


choćby się waliło
i ściany wszystkie zburzyło
mądry Polak w celibacie
posyp ogon solą to nie poleci
choćby cała armia siedemdziesięciu siedmiu narodów
nie byłaby w stanie nas powstrzymać
podatek od dochodów seksualnie
w dwójnasób inkasowany
choćby świeciło i nęciło
ciągnęło do siebie zapraszało
nie tknij dżast bikoz bo się sparzysz
i na nic dmuchanie chuchanie
choćby ciało jak na magnesie leciało
i wmawialibyśmy sobie
że czarne nie jest czarne
a białe nie istnieje
są drzwi i palce w nich przytrzaśnięte
z zamkiem antywłamaniowym

i rule których brejkać nie można

12 cze 2011

Nieuczesanie

Odgarniam ruchem posuwistym z mojej głowy włosy.
Ach, gdybym tylko pamiętał, że całkiem ściąłem,
bez żalu ściąłem je,
na twardo, jak jajka na patelni położyły się puchem
na łazienkowej podłodze,
pozbawiając mnie wybiegu dla własnych myśli,
zarówno w przyszłość, jak i w przeszłość moją nieskończoną.
Więc teraz, moja dłoń zahacza o przezroczystość powietrza
spada na moje plecy i klepie po karku. Eureka!
Krzyczę sobie świadom sam do siebie.

Patrzysz na mnie, kochanie, zza ekranu swojego periodyka,
jakbyś chciała powiedzieć: "Wyhamuj łagodnie, wyhamuj i wypuść mnie".
Nie wiesz jeszcze, że stałem się innym człowiekiem,
zaczynam więc myśleć i oddychać,
w zabudowie mojej odpornej na kłamstwa.

Ale to od jutra.

Ja już wiem, że myśli moje nie mogą być nieuczesane,
tak jak ja uczesany być nie mogę.

10 cze 2011

Przetwory

wpatrywałem się w jej
niebieskie oczy
leżała sobie
naga przed światem
a ja mówiłem cudowne rzeczy

a ona mnie podnieca i ona mnie odrzuca
a ona mnie rozpala i ona mnie wyziębia
a wszyscy wokoło chcą tylko jej
a ja po prostu nie przejmuję się nią

wszyscy to samo mówią
i myślą że są tak wyjątkowi
tak bardzo oryginalni
ale w oryginalności przecież nie mówisz tego co inni

a ona przeżuwa mnie i wypluwa mnie
a ona do mnie słodko mówi i mnie ignoruje
a ona jest taka cicha i spokojna i myśli że nie widzę
że na zimę przetwory chce zrobić
a ja głupi nie jestem i nie dam się w słój zamknąć

9 cze 2011

Widzieć cię więcej

jest coś - czuję to - w słońcu dziś
a może to tylko mój katar sienny
bo trawy już zielenią sypią na lewo i prawo
niebo płonie żarem co leniwie leje się
płuca moje są koloru szarego
poszedłbym do nieba dla pogody
a piekło wybrałbym dla towarzystwa

tyle rzeczy i tylu ludzi
przyszłość nie jest zła
przyszłość nie nosi rybich łusek
jest prosta wydajna jest
a gdy wszystko kosztuje grosze
chodź i kochaj mnie
za kliknięciem myszki polub
czytaj moje elektroniczne nicości
blogujące się powodzie wylewane zza koryta rzek

klubowy pot dubstep do odcisków zatańcz się
cienie tańczą migoczą i mieszają się
jesteś Alicją z Krainy Czarów
spójrz leciutko w noc za oknem
w tej grze jestem bogiem
dolby surround w głosie mam
boga gram i na nic więcej nie stać mnie

Nie ma szans na przyjaźń

mowić
kocham cię na zawsze
nie utrzyma nas razem

gołąb i pióro
nie utrzymają nas nigdy
nie wiem czy brak mi ciebie
czy dmucham w chusteczkę
bo tęsknię za tobą
ryzykować cię nie chcę
a to nie ta mina którą lubię
dlaczego to ty decydujesz

wyjdę na miasto jeśli zechcę
wrócę o piątej nad ranem
twoja przyszłość leży w nowych przyjaźniach
nowe oczy na sobie widzisz
inne historie wymyślać chcesz
a mnie lubisz gdy rozważny jestem

pobłądź trochę
poczekaj na ból
pobłądź w samotność by znaleźć nas
uzależnienie które uświęca środki
polegaj na mnie
gdy usłyszeć chcesz że jest dobrze
pod słońcem jest miejsce tylko na jednego

był tylko jeden ja i ty kiedyś byłaś
a chcesz chcieć innych jeszcze
nocą niech ciągną do światła
wszystkie te ćmy byłych za którymi tęsknisz
- oddanie pocałunki i seks -
i to na czym uprzesz się u kolejnego

kto śmiałym ten wygrywa
albo kto wie ten zaczyna
mój nos poczuł wiele uderzeń
a ty gorzkniejesz więc
lepiej udawać niż sprzeczać się
twoje pochlebstwa kiedy gnije
niszczą całą zabawę

to my 
wypalamy się z sykiem
ale z kilkoma skurczami jeszcze
dotarliśmy do końca
do końca początku dotarliśmy

30 maj 2011

Podział

Rozdzieliliśmy się całkowicie. Słowa niezapisane, ostatecznie, zostają archiwum mojego poetyckiego misz-maszu. Na My Polish Tao, natomiast, będę blogował o moich doświadczeniach związanych z minimalistycznym stylem życia. Zapraszam!

26 maj 2011

Szklany klosz


Szklany klosz


- Chciałabym być tak spontaniczna jak ty - powiedziała do mnie. Powiedziała to z lekkim uśmieszkiem, który niósł w sobie ironię. Znaczył tyle co: dzieciak z ciebie. Postradałeś zmysły.
Siedzieliśmy w kawiarence z widokiem na morze. Zaproponowałem jej, żeby dzisiaj pójść na molo i przespać się pod gołym niebem, zamiast tkwić w hotelowym pokoju.
- Zbyt twardo stąpasz po ziemi, tak twardo, że już zapomniałaś jak się chodzi - odpowiedziałem odpalając papierosa. - Daj się skusić, zakosztuj życia, tak dla odmiany.
- Michał, czy nie rozumiesz, że twojej wolności i twojego ja nie da się oddzielić od norm społecznych? - zapytała, kładąc filiżankę kawy na stoliku pomiędzy nami. - Nie możesz tak po prostu chodzić sobie i myśleć że jakiekolwiek granice społeczne, kulturalne czy moralne ciebie nie dotyczą, muszę cię zasmucić - dotyczą! Myślisz, że jesteś ponad tym wszystkim? Nie jesteś. Nikt nie jest.

19 maj 2011

Zaburzenia rutyny

ubrałem się w odrapane słowa
bezowocne starania przynoszą skutki
na rynku grają w brydża

kamień po kamieniu
budujemy drogę donikąd
metr po metrze
przyszłość nigdzie się nie wybiera
na dwoje przecinam jabłko
i modlę się
o wielkoduszne duszenie

reszta to
puste kieszenie

1 maj 2011

Stwierdzając poezję

poezja to litery
na papierze w słowa ułożone
słowa w zdania zebrane
w kongruencji do siebie
nie całkiem zgodne
karty kłamią

twarz nie

poezja to przynależność
słowa do myśli
z góry świadomie narzucona
niezależnie od logiki
poruszania w świecie
mieć oczy otwarte

pogodzić z tym życie

poezja to dźwięk
z umysłu do ucha
w zamilkłą salę wydobywany
łącząc myśli nieuzgadnianie
sens logiczny gubiące

nuda zabija emocje

więc poezja to myśl nieuczesana
tantologicznie nieoczywista
w myśli przebrana
eliptyczne
wbrew fizyce jak gaz ulotna
na przekór chemii w sobie zakochana

29 kwi 2011

Byle nie tam

popatrz tu
tam zerknij choć raz
z tyłu nie odkrywaj się
ucieknie ci czas
stań obok i kwiaty złóż
w wewnątrz nie gnieć się
na stronie mów
z lewej siebie zbierz
usadź gdziekolwiek chcesz
byle nie tam

to tam to tu
z przodu i w drzwiach
boli i kłuje kluczem ze słów
w ciszy pomiędzy zastanów się
pod słowa wparuj się
przed ptakami parapetów nie lękaj się
nie bądź jak bruk
z prawej nadstaw się
odezwij się gdziekolwiek chcesz
byle nie tam

Z podróży pociągiem

We Wrocławiu krasnoludki oblepiły pociąg. Zaglądały przez mróz w okna, zziębnięte małe twarzyczki zdawały się błagać, żeby wpuścić je do środka, a ich skostniałe rączki miarowo biły w szyby, zdawać by się mogło, że prosiły o wpuszczenie ich do środka, a im po prostu było tak strasznie zimno. Uchyliłem okno, jeden z krasnali nieśmiało wetknął przez nie swoją ciekawską główkę. Wyciągnąłem do niego moją gorącą dłoń. Skulił się jak do ucieczki, jak pies bity kablem, ale nieśmiało zaczął posuwać się w jej kierunku, niby to od niechcenia, wabiony roznoszącym się na wszystkie strony żarem. Reszta krasnoludków przypatrywała mu się z przerażeniem w oczkach. Gdy już miał dotknąć mojej dłoni, poczuć jej dobre ciepło, w powietrze poniósł się gwizd oznaczający odjazd. Biedak zaczął w popłochu szamotać się po całym wagonie, obijając się od niczego nieświadomych pasażerów, którym zrobiło się za zimno od otwartego okna. Pokazałem mu wyjście, przerażonemu, zziębniętemu biedakowi - żal mi go - wrócił do swoich małych braci, a ja zostałem zakrzyczany za otwarte okno...
Zniesmaczony ludzką obojętnością, skuliłem się i zasnąłem. Obudziłem się u kresu mojej podróży, na poznańskim peronie. Wysiadając z pociągu, poczułem jak pęcherz woła o pomoc. Biegnąc do miejsca przeznaczenia minąłem dwoje żebrzących dzieci, kulawego psa (prawdopodobnie bitego kablem) i bezdomnego z kocem i jedną nogą. Zrobiło mi się przykro, więc przystanąłem i rzuciłem parę złotych dzieciakom i bezdomnemu, podałem mu jeszcze koc którym się tak nieudolnie przykrywał, psu rzuciłem kanapkę z drogi. Biegnę dalej, szalety płatne, nie mam już złotówek, cholera, zbieram grosiki i płacę. Udało się, jestem na miejscu, wtem klamka się zacina, szarpiąc nerwowo drzwi, kontem oka dostrzegam... dzieciaki palące papierosy, kupione za moje złotówki, kalekiego bezdomnego idącego beztrosko i psa - nadal zbitego i głodnego. Nie dowierzam... Zniesmaczony wchodzę wreszcie do toalety, potykam się o coś małego i cholernie ostrego! Leżę mordą w dół i... kontem oka dostrzegam małe rączki, nóżki, ostra czapeczka - krasnal! śmiejący się ze mnie szyderczo. Zsikałem się w spodnie.

28 kwi 2011

Na zatracenie

Mała knajpka na przedmieściach.
Drzwi lekko uchylone,
z przyzwyczajenia wypuszczają
niewidoczne już opary dymu papierosowego,
umownie wydychanego przez stałych bywalców.

On, bardzo sensowny,
skupiony na jej włosach,
dłońmi wtopionymi w stolik
przeczesuje te włosy
przekazując jej wibracje swoich myśli
ubrane w skrupulatnie dobrane słowa.

Ona podnosi wzrok znad kieliszka wina,
które już zawróciło w jej głowie świat,
zawarła pakt z samym diabłem,
który teraz napełnia ją
nieposkromionym ładunkiem feromonów
i uśmiechem powala go na kolana.

Maj świeci swoim słońcem
i wydaje swoje ptasie dźwięki
zupełnie nieświadomy,
że dla nich nie istnieje.
Na zatracenie się wiodą
w tej małej knajpce na przedmieściach,
przy stoliku zadymionym niewidzialnymi
oparami dymu papierosowego.

Dłonie

dłonie ochotę mają
wzlecieć w powietrze z oporem się spotkać
jaki stawiłoby im ciało
w teraz tym czasie zawieszone
pomiędzy godziną piątą a szóstą

dłonie mają ochotę
zderzyć się z ciała rdzawością
wzlecieć w powietrze
na miękkość opaść bioder
w przestrzeni osadzonych
pomiędzy ruchem bluzki a paskiem u spodni

dłonie szukają bezskutecznie
na obejście powietrza sposobu
tarcie zmniejszając dążą myślami do ciała
dotykiem znacząc ścieżkę
pomiędzy uśmiechem szalonym a skowytem sprzeciwu

dłonie pragną by je skarcić
namacalnie wymierzyć im ciosy
chcą być pocięte i chcą krwawić
pożądaniem dla ciała wypełnić się całe
po same palców opuszki
pomiędzy wzrokiem w ciało wtopionym
a paznokciami wbitymi w nadgarstki

26 kwi 2011

Bo polubiłam tak po prostu

(wiersz specjalny dla Oli, setnej osoby, która kliknęła 'Lubię To' w Słowa Niezapisane na Facebooku)


szperam w zeszycie moim
z numerami telefonów
i ostatnimi wiadomościami
kiedyś byłby to zeszyt właśnie
dziś
na przekór mojej własnej semantyce
nazywasz to internetem

więc
jak już wspomniałam
palcami przebieram
po klawiaturze długopisem moim
przepuszczam się wąskimi ścieżkami
pomiędzy
słowem na poniedziałek od prezydenta
a wiadomością z chwili ostatniej
że seks kamieniem się w poezji toczy

spojrzałam
setna się stałam
i z impetem niespodziewanym
w kieszeń moją kratkowaną
słowo niezapisane wpadło
zagnieździło się
i zaintrygowało
a ja tylko
zwykłym "bardzo mi się podoba" przecież jestem

25 kwi 2011

Bratnie samospalenie

zadymiony duszący się pokój
pełen rozproszonych snów i toksycznych złości
zniż się
znajdź podłogę
mawiają że tak przetrwasz
spróbuj wypić wody oceanu nim zatoniesz
bez zakrztuszenia się

nic nie trwa
prócz zielonego zapachu
ognia który powala skały
ostatnim swym tchnieniem
nic prócz ducha dymu i prochów
sylwetki tego co było
nie jest na tyle realne
by dotknąć i zbadać
rozczarowanie przemija
jako podjęta próba ogarnięcia
tego co mogło było być

Fascynacja

czas proporcjonalnie
w nas się różni
każdy dzień nadaje
nowy kolor i znaczenie
łżemy jak psy naszymi dłońmi
spijamy się w nawyku
którym jesteś
i smakujesz wspomnieniem
pomarańczy
kwaśno-słodkiej jednocześnie

jesteś wciąż zafascynowana
swoim pięknem
zarówno jak i nigdy nie byłem w stanie
przełknąć twoich ust

dlaczego

niemożliwość wytłumaczenia
zrozumiem
jeśli nie zrozumiem
zbyt możliwie się wytłumaczyłaś

tak czy inaczej
wszystko sprowadza się do tego samego
tej samej ciebie
tego samego mnie
tych samych nawyków

22 kwi 2011

Chaotyczna nieprzewidywalność przeznaczenia

Słońce skryło się za linią widnokręgu, gdzieś pomiędzy drzewami a ptakami gnającymi w im tylko znanym kierunku. Żar na chwilę przestał lać się z nieba. Michał podniósł głowę znad książki. Jego oczy ogarnęły przedział pociągu relacji Szczecin - Przemyśl, którym podróżował od godziny. Po jego lewej stronie siedział ewenement, tak zwany metalowiec, w koszulce z nazwą zespołu wypisaną growlem, rzadką bródką, składającą się z kilku włosów, którą przeczesywał z namaszczeniem, jakby czarodziej, co potęgował jeszcze kapelusz, oczywiście czarny i kowbojski, na jego głowie. Co chwila coś do siebie pod nosem mamrotał, zapewne jakieś mantry szatanistyczne, jak mniemał Michał. Tuż na przeciw ewenementu, siedziała monstrualnych rozmiarów kobieta, czytająca z istnym podnieceniem gazetę, najprawdopodobniej jakiś poradnik dla singli.
Michał odwrócił wzrok od tego niezbyt ciekawego widoku i przed jego oczyma pojawiła się całkiem przyjemna dla oczu kobietka. Była szczupła. Jej jasne, rude włosy, opadały do połowy jej ramion. Na nosie miała lekkie oprawki, jej oczy, usta i nos, malowały się wyraźnie na skropionej lekkimi piegami twarzy. Ubrana była w białą bluzkę, pod którą rysował się stanik otulający jej piersi. Jej zgrabne nogi opięte były ciemnymi dżinsami. Całość uwieńczona była grubym, czarnym paskiem u spodni i kolczykami kolory młodej trawy. Nie wiedział jak długo się jej przyglądał, jednak zdał sobie nagle sprawę, że i ona przygląda się jemu. Z lekkim uśmiechem malującym się na wąskich ustach wpatrywała się prosto w jego oczy, ciekawa widać jego reakcji. Gdy tylko obserwator zauważył, że jest jednocześnie obserwowanym, że wzrok jego ofiary jest jednocześnie wzrokiem zdobywcy, lekko się speszył, ale nie dał za wygraną. Uśmiechnął się szczerze do niej, spojrzał jej głęboko w oczy i teraz znów był zdobywcą, znów on kontrolował sytuację. Policzki rudowłosej pokryły się różem zawstydzenia, roześmiała się w sposób który sprawił, że Michał chciał słuchać i słuchać tego śmiechu i nigdy go nie zapomnieć. Chwilę jeszcze wymieniali uśmiechy, spojrzenia i gesty, ona sponad czasopisma dla kobiet, on spomiędzy kart opowieści Cortazara, kiedy w końcu zdobywca zrobił krok naprzód.
- Tak sobie myślę, skoro już uśmiechamy się do siebie nawzajem, może mógłbym chociaż poznać Twoje imię? Ja jestem Michał.
Tu wyciągnął rękę, którą podał jej zdecydowanym gestem jako ogólnie rozumiany gest przywitania. Ona, lekko nieśmiało włożyła swoją chłodną dłoń w pomiędzy jego palce, jego opuszki zetknęły się z jej gładką skórą, ujął jej dłoń i spojrzał jej w oczy. Nie spodziewał się takiej reakcji, tak jak nikt w przedziale, całym pociągu ani na peronie, który nagle wyłonił się za oknem pociągu i dał o sobie znać gwarem, trajkotem i morzem spoconych ciał z plecakami. 
Rudowłosa wykonała czynność, która wprawiła Michała jednocześnie w zakłopotanie, podniecenie, zaciekawienie, konsternację i masę innych odczuć i uczuć, których był bardziej lub mniej świadom. Jak gdyby nigdy nic, zmieniła swoje położenie, jej ciało lekko, jakby zupełnie naturalnie, przeniosło się w locie ponad ziemią, ponad szynami, ponad podłogą pociągu i wylądowało ponad fotelami tuż obok Michała. Ten, lekko wystraszony i zaskoczony całą sytuacją, najpierw odsunął się, bojąc się, jak boi się podświadomie każdy człowiek posiadający jakikolwiek instynkt samozachowawczy, ale tuż po chwili, uzmysławiając sobie, że nic mu nie grozi, powrócił do poprzedniej pozycji, cały czas trzymając w swojej dłoni jej dłoń, cały czas wpatrując się w jej oczy, usta, czoło, nos, uszy, włosy, szyję, zęby, piegi, brodę, policzki, brwi, ramiona, nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jak się poruszyć, żeby nie zniszczyć tej chwili, tej jakże zaskakującej, ale i przeraźliwie radosnej chwili, bo oto, jak się okazało, przyglądała mu się ona od jakiegoś już czasu, dokładniej od momentu, w którym znalazła się w przedziale tuż naprzeciw niego, a było to u początku ich wspólnej, acz z osobna zaczętej, podróży, w Poznaniu.
- Nie pamiętasz mnie? - spytała. - Nie byłam pewna czy to ty, ale teraz już wiem, zmyliła mnie fryzura, poznaliśmy się w...
Teraz wszystko stanęło mu przed oczyma, jakby to było dzisiaj. Jakby tyle co wysiadł z tramwaju, szedł ulicą prowadzącą ku Staremu Rynkowi i śmiał się, uśmiechał. Teraz osłupiał. Jedyne co wydobyło się z jego ust, to niemy odgłos, jakby świszczenia niezassanego w płuca powietrza. Ależ tak, to ta sama Weronika, która wpadła na niego w tramwaju poniesiona impetem hamowania. To ta sama, która dała mu swój numer i chciała żeby zadzwonił. A on? On nie zadzwonił. Miotając się pomiędzy sobą samym a drzwiami, nie zadzwonił. Ale teraz jest tutaj. On i ona, ona blisko tak bardzo, blisko, jak nie wyobrażał sobie, że mogłaby być tak blisko.
kolaż Marty Furtak
- Myślałam dużo o tobie, odkąd się poznaliśmy, - tu uśmiechnęła się z lekką ironią, - szkoda że nie zadzwoniłeś, ale teraz już jesteś, widzę cię, pamiętam, i jeszcze Cortazar w twojej dłoni, kartkowany z takim namaszczeniem... Michale, bardzo mnie wtedy w tramwaju zaintrygowałeś, bardzo byłam ciebie ciekawa i dalej jestem i jeśli tylko ty jesteś, to ja... Ja nie boję się zrobić z siebie idiotki, już przyskoczyłam do ciebie i widzę twoje zdziwienie, ale wiem, czuję, że mnie nie wyśmiejesz, nie odepchniesz...
Michał nieśmiało przysunął się bliżej, wolną rękę skierował ku jej twarzy i zaczął palcami muskać jej powierzchnię. Jednocześnie próbując cokolwiek z siebie wydusić. Kiedy zbliżył się dłonią do jej ust, spojrzał jej w oczy i pocałował ją. Zawirował cały pociąg, szyny się powyginały a żar słońca już wcale takim żarem nie był. Wręcz zmalał przy tym co czuł Michał... Potem słowa, słowa, słowa, potok słów, jakby niekończący się potok słów od M do W.
Wysiadła we Wrocławiu. Zostawiła mu swój numer raz jeszcze. Nie chciał żeby wychodziła z pociągu. Bał się, że to sen.
- Damy radę, i już nie zrobię tego złego wyboru. Będę głupi i szalony dla ciebie. Bo chcę Cię poznać moja kronopio.
Powiedział do niej na pożegnanie. Odmachał ją przez okno, na zapełnionym ludźmi peronie. W głowie już miał scenariusze i plany. A to dopiero za dni kilka... Ewenement i gruba kobieta w oniemieniu i z rozwartymi ustami wpatrywali się w Michała, a on nie mógł przestać promienieć szczęściem. Choć w jego głowie budował się już strach. Bał się, że będzie musiał wybierać.

20 kwi 2011

Mała armia (dla Madlenn)

jestem nie
z pacyfą na sercu
chwytam światło w obiektyw
i pachnę pianką wella
punki w pępku
wmawiają mojej matce
że gubię się w jazgocie
i nie rozumiem matmy

a ja tylko
mam zielone włosy niebo kłujące
żółte glany w kwiatki
fioletowo w głowie
pod czerwonym kapeluszem
maluję usta
krwawą szminką
i szukam siebie
na cały regulator

jestem
wibracją armii maleńkiej
cętkowaną biedronką
w prążki
jestem sobą

Kryzys wieku średniego

jesteś na muchy lep
do ciebie lgnę
kiedy się budzę
myśli moje skupiają się w tobie
i świat jest za mały
by pomieścić myśli
wylewają się
na włosy które ściąłem przedwczoraj

zacząłem patrzeć twoimi oczami
drzwi wyważone i nie ma już tajemnic
więc posłuchaj
jestem teraz
wszechwiedzącym małym dzieckiem
niewinnym i niepełnosprawnym
uroczym jak bajka
słodkim i kuszącym jak cukierek
przytul i pocałuj
potem
podetrzyj mi tyłek
sam nie potrafię
masz szczęście że jestem

mówi się kocham
bo chce się odzewu
mam nadzieję
nigdy nie odejdziesz
kto wtedy usłyszałby mój krzyk

14 kwi 2011

Nie-Parzystość (dla Madlenn)

spojrzałem w nieparzystość nieba
po którym sunęły nieparzyście samoloty
tuż poniżej jednego nieparzystego słońca
promieniującego na jedną ziemię

pomyślałem
po co mi dwoje oczu
dwoje ramion do okrywania ciebie
dwoje stóp do zmiany pozycji
dwoje płuc by wdychać niepokój
dwie dziurki w nosie

i po co my dwoje

nie zrozumiałaś
że chciałem cię o rękę prosić
spojrzałaś na mnie
jak pies patrzy na kota
twoja parzystość niesymetryczna
językiem ciała wysłała mi wiadomość
i wiem że dziś obiad będzie

nieparzysty
(Madlenn)

12 kwi 2011

Niemożliwość II

Doniczka leży
i jest wrzask
nieposkromiony.

Przez nasze myśli
niesie się po klatce schodowej.
Puka do naszych drzwi,
wynosi szpargały
i wyrzuca kwiatki przez okno.

Potem wali
w drzwi sąsiada.
Ten,
niby niczego nie świadomy,
skurczybyk spod piętnastki,
zgarnia w spodnie bez gumki
i już
już pożera wzrokiem zbereźnym

mnie
i
ciebie

tutaj.

A my,
tak jakby wszystko nagle stanęło,
jakby było piękne lato,
środek lata
i czas nie płynie,
jakby pies zaczął kumać

i schnę tu tak
bez ciebie widoku
i dotyku.

Mówisz:
skończył się dzisiaj krem do rąk.

Niemożliwość

Określamy nasze położenie.
Niech to będzie:

klatka schodowa,

zatęchła od dymu papierosów.

Sąsiad.
Tyle co skończył kopcić.
Plotek mu się zachciało,
zaraz zejdzie mu woda z kolana,
więc wyszedł
przez judasza zerka
w stronę prawą,
zarówno jak i lewą ręką
drapiąc się po brodzie.

A my, czyli:
ty w sukience i rajstopach obojętnych dziś jakichś;
ja w przetartych włosach i dżinsach nieuczesanych
i ładny dzień,
więc sobie spacerujemy
pomiędzy dymem smrodu papierosowego
a wczorajszą kłótnią niedojedzoną
i tak nam jakoś

słabo chwilowo,

więc piszemy do siebie
w jakiś tam sposób
nie będąc sobie wiernymi,
a jeżeli chodzi o mnie
to ja się odwracam
do bladej ściany.

I zaraz rozpłyniemy się
w tym dymie
nie będąc sobie wiernymi,
a jeżeli o mnie chodzi,
to ja już skończyłem
i tak już będzie.

11 kwi 2011

Ale syf

wracam po nocy
by wyjechać przed świtem
czekałem
aż się poruszysz
albo zadrżysz
tyle co nic
a ty nic właśnie
niepokornie zawrócona w głowie

wpuszczony w maliny
zostałem
w letni dzień
dzień ma zanadto
co ma
więc mrugam
w zbyt długo
zachodzące słońce
wytatuowane na tafli
twojego oka prawego
zarówno jak i lewego

ale syf
ale syf
i nie chce się
być ani pić

7 kwi 2011

Jeden z błędów tego świata

mówisz
ładnie ci w nowej fryzurze
a ja
mógłbym być
gorylem obrośniętym
albo wrednym suczym synem
albo na marginesie kurduplem
co to był kiedyś mały
albo jednym z błędów tego świata
ale mój głos jest słaby
tylko odpukać i spać
i trzeba o tym mówić
a obgryzione paznokcie
to prozak co podnosi na duchu
moja demografia
daje ci to czego chcesz

Kochali się w spożywczym

kochali się w spożywczym
a okolica niosła plotki
na ladzie obok fiskalnej kasy
ich głowy splecione w iskierkach
dzieci mówią
że to latawce
i rzeczywiście wyglądają
jak latawce
trzydzieści złotych pięć groszy
będzie sobie świecić

6 kwi 2011

W niedzielę to tak bardziej

nie pomyślę o tym
bo jak myślę
to krew zalewa
i odechciewa mi się myśleć
otworzyłem wszystkie okna
i czekałem na ciebie
do białego rana
okno w pralni
jeszcze się świeci
że wydawać by się mogło
iż w środku
mieszkają aniołowie
koty znowu przyjdą
pamiętam pamiętam
i
zapomnę zapomnę

Syreny

teraz to nawet
wyją wszystkie syreny
wszystkie syreny
w tym mieście
unoszą się czarne dymy
Lech zimny
a ja to już w ogóle
szkoda gadać
w dodatku
ten tramwaj
zbyt gwałtownie hamuje
i nie w tę stronę
a ty padasz na mnie znienacka
chciałem się nachapać
przyznaję
i płaczą
wszystkie
syreny

5 kwi 2011

z oczu łzy płynęły gęsto

jak bez płuc byłem z płucami
cały w szramach – krwią zbrukany
kładłem dłonie na twym sercu
z oczu łzy płynęły gęsto

już wiedziałem – nic tu po mnie
wszystkie sny gdzieś spakowałem
bo od dawna jestem na dnie
prawie wszystko zapomniałem

jak bez ust byłem z ustami
cały w szramach – krwią zbrukany
kładłem dłonie na twym sercu
z oczu łzy płynęły gęsto

śliczna gwiazda twoich oczu
dziś jaśnieje na mym niebie
zrobię tak bym nic nie poczuł
raz ostatni widzę ciebie

a ty siedzisz niewzruszona
pęk irysów trzymasz w dłoni
na twej głowie jest korona
u stóp twoich stado koni

jak bez płuc byłem z płucami
cały w szramach – krwią zbrukany
kładę dłonie na mym sercu
z oczu łzy płynęły gęsto

(Damianowi)

***

Świat jest piękny. Lecę sobie wysoko. Szybuję, opadam, zwalniam. A teraz szybko w górę. Co za uczucie. Powiew powietrza i znów pikuję w dół.

Ciemność...

- Mamo!!! - Mały Jack krzyknął z całych sił.
- Słucham cię synku.
- Zabiłem robaka!

Uciekam

są dni
kiedy mam tremę
przed miłością
jak przed kartkówką
z trygonometrii
dziś jest taki dzień

ubieram uczucia
w słowa
składam
w równe linijki
piszę wiersz:

mały niepozorny
robaczek
pełznie w moją stronę
ma kartkę
z napisem KOCHAM
kochaj
ja uciekam

boże
ty wiesz
ja
mam lęk wysokości
przestrzeni
i klaustrofobię
ale najbardziej
boję się zostać tu sama
(Natalii)

Szukam ciebie

z tobą
można tylko w dali
zniknąć cicho
ja nie umiem znikać
usta maluję krwistą szminką
czy teraz
wydaję ci się dorosła?

jestem tylko dzieckiem
na deskorolce
i z warstwą szminki na ustach

znowu
krople deszczu na szybie
przypominają mi
jak bardzo jestem samotna

pod poduszkę chowam
nasze wspólne chwile
pachnące bzem
żeby wyśnić ciebie

nie jadam rodzynek
płaczę na wiadomościach
chwytam światło w obiektyw
i szukam ciebie
(Natalii)

3 kwi 2011

Kij w mrowisko

jeszcze jeden mocny ruch
i najeźdźca zdobywa miasto
bez żadnego oporu
ze strony niczego nie podejrzewających
mieszkańców

komunistyczna defilada przetoczyła się
gromkim potokiem przez bramy miasta
czyszcząc powierzchnie gładkie
zdzierając naskórek ze ścianek
zostawiając czerwone ślady na prześcieradle

błędna kalkulacja w oka mgnieniu
sprawiła iż komitet centralny
wraz z ośrodkiem dowodzenia
zdecydowali że różowe pomidory
w tym okresie zburzą spokój
a stosunek nieprzerwanie dojdzie do skutku
i zburzy zbudowane na skale domki

28 mar 2011

Zgubiliśmy się

tętno moje odmierza codziennie
bicie twojego serca
w zliberalizowanym szaleństwie
naszych małych literek
wkładanych w podniebienie
z oliwką na śniadanie

wyprasowane wiadomości
z ostatniej chwili
potwierdziły że
teorie spiskowe nas nie omijają

teraźniejszość na baterie
odmierzana aferami
od konfliktu zbrojnego
do katastrofy na zielonym niebie
kiedy ty snujesz się po mieście
a ja okradam się ze złudzeń

17 mar 2011

Pod zasłoną nieba

to co zdawać się mogło
jak liście w jesieni
bieleje miarowo

pod zasłoną czystego jak łza nieba
gasimy światło
i idziemy spać

wierzę
że niebo jest błękitne
a woda w oceanach słona
biostymulant
wkrada się w żyły
jak szpieg
przemierza po cichu
ciało bez granic
potem przychodzi ten świat
który otaczał mnie kolorowanką

Brzoskwinia

brzoskwinia
jej smak
na ustach

i brzoskwinia

a ja wolę 

Pociąg perfum

urojenia bez śniadania
tylko lekki smutek właśnie
i wiem że my jesteśmy
za naciskiem jednego przycisku
że jest obraz fonia zapach
telewizja nowej generacji
w wysokiej rozdzielczości i na życzenie
na czerwono na zielono
puka w mojej żyle
i oni stoją że nas nie widzą
pociąg perfum pcha i kopie
i wracamy do zegarów

Aga, 23, cisza, przemyślenie, oczekiwanie

Moja nieprzysiadalność, tu, w szklance soku,
Wyrwana z niejasnego myśli natłoku
Otarła się raz, drugi i trzeci ciszą
O tęczowe chmury, co nade mną wiszą.

Mam ochotę na ogromne przemyślenie;
Żądzę na pór roku z porą dnia mylenie,
Skakanie po kałużach w mlecznym kożuchu,
Taniec w oparach wieczornego bezruchu,

Od skrzynki do skrzynki listem poleconym
Pląsy tętna mojego w ciebie obleczonym.
A wszystko to zamknięte w oczekiwaniu
Na być czy mieć w naszym małym jednotrwaniu.

Oczy zamykam poddając się zmianie
Z napięciem czekając w twoje zapukanie,
Które zniknęło się w przestrzeń moich na zimno chuchań.

13 mar 2011

Marzenia się nie spełniają

mam wolność zapisaną w głowie
do konsultacji drobnym druczkiem
mam książki na półce
których nigdy nie przeczytałem
mam sekrety schowane w kieszeni
pomiędzy plamami tytoniu i niebieską wstążką
mam blizny głębokie
po niespełnionych pragnieniach
mam ludzi pod łóżkiem
szepczących o nadziei
mam miejsce siedzące
w którym wszystkie moje marzenia stają się martwe

12 mar 2011

Lepki różowy płyn

słońce to żarówka
świeca to błogostan
zasłony zaciągnięte
i mogę cię skryć
a leki zażywam
tylko te słodkie
ten lepki różowy płyn
pomaga mi zasnąć
moja głowa lekko pulsuje
w takt skrzypiących drzwi
kiedy zasypiam dym wypełnia mnie
czuję to ciepło
a choroba opuszcza mnie

Zamrugać

cień oczu twoich
snuje się cienką niebieską linią
po powierzchni moich myśli
niemieckie wino masuje
na wpół otwarte podniebienie

dzień i wiek cały miliona żyć moich
przetoczył się profesjonalną opinią
zawyły pustki pewne siebie
przepełnione
krzykiem sklejonych w sobie ust

piórko pomiędzy krzesłem a sufitem
i moja świadomość incognito
spalam się dla ciebie
słowami niewypowiedzianymi
i boję się zamrugać
żebyś nie zniknęła

10 mar 2011

Wątek uczuć

opuściły nas zapewnienia
o morskich snach
czterech ścian
w nieskazitelnym blasku

udręka
nie mało widziała
zniosła się do rangi
bezimiennego słowa
stającego na sztorc
w przełyku
by dusić

klaustrofobiści ciągle kryją się
w maleńkich klatkach
jakby chcieli złapać oddech
podmuchem kojących dźwięków
spływających wątkiem uczuć
po gorącym sercu

9 mar 2011

Niebo bez dziur

raz spadł z nieba grad
trzaskając powoli karoserię samochodu
słał się na źle się odżywiam
dobijając mnie do płaczu

zaraz
wielki wysoko na niebie osadzony
ogrzewa promieniami las
i tyle czasu lubi błysnąć

Głowa pełna myśli

nieprzetarte mrowie
usuwa łzawy zator
z niebotycznie spuchniętej nerki

moje czoło
nie ma go

Przeszyć cię jak samolot

po moim stole przejechał
czarny kabriolet na zdalne sterowanie
z zagramanicznymi blachami
a ja kocham jak nigdy dotąd
coś się zmieniło bez wątpienia odkąd
błękitne twoje usta wskazywały mu drogę
kiedy otwierasz usta w wirze pocałunków
on na przełaj pomiędzy niedopitą herbatą zieloną
a talerzem z resztkami wczorajszej miłości
pruje w kruczoczarne płatki ukojenia
a prawa fizyki ciążą tylko nad
nadymającym się z sykiem balonem

uciec chcę
jak najdalej do ciebie
przeszyć cię jak samolot
przebijający się przez taflę wody
trzaskając się na drobne kawałki

7 mar 2011

Zagmatwanie w czasie

w letni dzień środka zimy
drzewo oliwne otula mnie
zbędna wiara
tu jest
jakoś złapię cię
ciekaw jestem
gdzie teraz jesteś
łagodną twoją twarz
nie znasz godziny i dnia

6 mar 2011

Trzecia planeta

trzecia planeta wie
że ją obserwujesz
wzrokiem z wysokości
którego nie da się powstrzymać
a kiedy dotkniesz ziemi obiecanej
oko uściśnie twoją dłoń

twoje dobrem serce przesiąknięte
kapało
w drewnie rzeźbione
gęsto kapało
a twoje dłonie i kolana
upadły na trawę mnie
i tak rozpoczął się świat
i tak skończy się świat

to co mnie utrzymywało
teraz się rozpada
mam tylko niezachwianą
sztukę oszukiwania
mój szef właśnie rzucił pracę
ślepe plamki znaleźć chciał
i wiem że je znajdzie

Idealne przebranie

przebrana jesteś wprost idealnie
i wyglądasz wspaniale
od samego spodu najlepszego twojego najgorszego
nabiłaś sobie głowę
żeby mnie zastrzelić
muszę upaść
żebyś się wspięła
po przeżartej drabinie

życzę ci powodzenia
w wierzeniu w każde słowo
obyś w głowie
miejsca wystarczająco miała
mam nadzieję
ale nie wiem
złamałem kręgosłup

4 mar 2011

Ruch

nie mogę przestać cię pić
a jeśli zadzwonię
czy zjawisz się i uratujesz mnie
i nie topi się nic
w szklance
do połowy wciąż pełnej
nie mogę przestać być sobą
moje myśli jak węgiel
w nieznaczący nic ruch
wprawiają krople czasu

2 mar 2011

Grzebień

czeszę się grzebieniem
wyciągniętym tyle
co z kieszeni

kilka paprochów
zostało na nim po
zeszłoręcznych włożeniach

strzepuję śmietki
włosy i kurz
by zaraz
tym samym grzebieniem
który został zgwałcony wspomnieniami
przejechać po myślach
na włosy wylanych

włożę go z powrotem na miejsce
układając pomiędzy
strzępkiem twojego śniadania
a moimi zrzędliwymi słowami
pozahaczam ząbki
o pretensje i żale

następnym razem
gdy zapragnę się przeczesać
zrzucę je na ziemię
wypełniając kieszeń
twoim uśmiechem niezmąconym

cham ię ś chę ej

ko a ty patrzysz wzrokiem
wyciągniętym z szuflady
c na której wyraźnie stoi napisane
- na kosmitę -
dzi ogarniasz wielkimi oczyma
przestwór fali dźwiękowych
tro wytworzonych przez moje
niedopowiedziane końcówki wyrazów
dzisiaj idę do apteki
po leki antyrefleksyjne
a jutro postaram się naprawdę
mni

24 lut 2011

***

jak przez okno
na podwórze
raz po raz do trzech razy sztuka
kapie z wysokości
niedookreślonej
licencja na sukces zawodowy
odarta z wszelkich wątpliwości

w słoiku pozostawionym bez opieki
zostały wszystkie złudne marzenia
bo co jest ważniejsze -
pismo czy mowa -
jest dziś nieistotne

dorośli wiernie kibicują

23 lut 2011

Światło w tunelu

odwracając się od światła w tunelu
stając się dorosłym
stając się sobą
serce z marmuru
dynamit w kopercie
co wybucha kiedy dochodzisz
chcąc gryźć a nie niszczyć
czuć ją pod sobą
zmieniającą się w światło w tunelu

Jedząc szkło

w gęstym sosie demokratycznie
połączonych przypraw
eutanazja podsmażana na patelni
ze sporym dodatkiem aborcji
czyli jajecznica z kurczakiem
ciągnie się zapachem
skumulowanym w polityce miłości
propagowanym przez znane osobistości w telewizji

rząd już zdecydował
w tym roku nie będzie podwyżek
a wyścigi samochodowe
na specjalne życzenie ośrodka dowodzenia
zostaną całkowicie zakazane
dziury pozostałe w kieszeniach
możesz wypchać przez okno
skumulowaną percepcją moralności

22 lut 2011

My mamy smak

nad oknem słońce załopotało
głód i wilczy apetyt
skurcza serce i ściska przełyk
nadciąga burza
wielkie słowa ocierają się o siebie
wytwarzając w jednym tchnieniu
błyskawiczne reakcje chemiczne
spoglądasz na reakcję łańcuchową
bo to idzie od palca do mózgu
jak nagły przypływ olśnienia
wyciągnięta dłoń z kromką chleba
bierz póki jeszcze możesz
póki nie cofnęło się morze
a chmura nie zakryła nieba

czyszczę organizm z toksyny
i przerzucam je na papier
opluwam je słodem
miąższem pomarańczy i sokiem z marchwi
a ty zaczynasz regenerację
odzyskujesz smak węch i słuch
płyną hektolitry dźwięków i słów
a ja dbam o twoje smakowe kubki
(L.)

20 lut 2011

Śnieżnie zimno

wnętrzności otwarte by brać
ręce szeroko by dawać
rozładowana bateria
w wannie na dnie
i rosnące myśli o
tobie w ramionach moich zamkniętej
i w nogach moich zamotanej
mokrej i ciepłej jeszcze
twardo na łonie
trzęsąc się i drgając
ale wyobraź sobie
nie z zimna
mimo że śnieżnie zimno

18 lut 2011

Zakopać

w głowie
cisza
pomiędzy ramionami
w dniach
szalony pociąg ku miłości
jestem kaskaderem
dawno zapomnianym przegranym
nigdy więcej
nie bać się przed obudzeniem się
nie bać się otworzyć oczu
być przerażonym iść spać
bo jutro
można się nie obudzić
i więcej nie bać się
przed obudzeniem się

17 lut 2011

Gdzie podziała się miłość?

umrzyj mnie raz a dobrze
na drugą stronę
przewróć jak koszulkę
wydłub dziurę w oku
zaszum jak drzewo
musisz mi uwierzyć
kiedy mówię że walczę ze śmiercią
białka w moich oczach mają
więcej cięć zawziętych w jedną ciszę
żadnej mapy nie mam
pokazującej gdzie jest ktoś
kogo kocham

16 lut 2011

Biografie

nieprzyzwoita wanna
na skaranie boskie
może zechcesz mi przypomnieć
kto rozpoczął tę historię
żeby nie pomylić szumu w głowie
może zechcesz na piechotę
w nasze miejsca ulubione
może uda się z powrotem
przecież my
nie mamy takich miejsc
niedokończony moment
zastały w przestrzeni
matematyka zależności gubi nas
a biografie nie są ciekawsze
od doświadczeń
(E.)

15 lut 2011

Powtarzaj

jak pociąg
stąd do tamtąd
zostaw melan
zostaw cholię
drażni serce
magia jest maleńka
z nią porównana
odtańcz mnie stąd daleko
kiedy bawisz się ja mam
garście fal mózgowych
w twoje sny obleczonych
zostaw melan
zostaw cholię
powtarzaj

Czasu było na wszystko

w drzwiach przytrzasłem sobie stopę,
co za szybko zamknąć chciałaś,
chwilę czekaj jeszcze, no, dwie,
muszę zastanowić się dogłębniej
nad semantyką w mojej głowie,
co tak swędzi, drąży, szczypie
i bez ciebie kochlić chce

i żeby czasu było na wszystko
w myślach nieuczesanych się zatapiam
na wezgłowiu moim uśmiech twój mając

w tył zwrot na każdym zakręcie,
co leciutko nami buja,
w takt silnika moich płuc,
z rykiem w krtani na wirażu,
o sto stopni osiemdziesiąt, bez trzymanki,
linia startu nie do zdarcia,
wciąż przed nami oczy gryzie.

i żeby czasu było na wszystko
w myślach nieuczesanych się zatapiam
na wezgłowiu moim uśmiech twój mając

z nóżki na nóżkę nieśmiało postępuję,
oniemiewam na myśl samą,
że ty we mnie się zatopisz,
na wezgłowiu sianko złożysz,
telewizor załączymy niech se cicho gra,
niech sąsiedzi w końcu wiedzą,
że to my, że ty, że ja

i żeby czasu było na wszystko
w myślach nieuczesanych się zatapiam
na wezgłowiu moim uśmiech twój mając

proszę cię, nadzieję miej,
uwierzymy w samych siebie,
jeszcze chwila, godzin siedem
i ubijmy ten interes złoty,
serca gasić nie potrzeba,
płonie niech leciutko z wiatrem,
niech się w końcu spłonie gąbka.

i żeby czasu było na wszystko
w myślach nieuczesanych się zatapiam
na wezgłowiu moim uśmiech twój mając
(E.)

Gra

taką grę mam
w takt wesołego i smutnego wiersza
kiedy wiersz wesoły usłyszysz
wystukaj sylaby nieparzyste
albo klaszcz
tak jak ja wcześniej
właśnie tak

co byś zrobiła
gdybym za rękę cię wziął
i ułożył na wezgłowiu
czy wydałbym ci się
całkowicie znajomy
chciałbym kiedyś
za rękę cię chwycić

13 lut 2011

Komórkę wybieraj z głową na karku (wersja druga)

W niewczas stawiając kropkę nad ypsilonem
przyszło mi tutkając w drzwi brodą opaść.
W kawę się wezmykam cynamonem, kardamonem,
gdzieś był żeś piórku roztrzepany,
strupku mój na wzgórku w łokciu,
nienapisane ukojenie niewyspane?

matka Polka na wezgłowiu
z dzieckiem w paczce
i papierosem w kołysce

W zpobliżu skacze tęczowa szesnastka,
z kwiatka na kwiatek sadzi kroczętami,
w tańcu szalonym, odarta z brylantyny umięśnionej,
w rosiczkę wpadła.
Nie odpisuj na ulotki,
flakiem z głowy dostań rykoszetem.

matka Polka na wezgłowiu
z dzieckiem w paczce
i papierosem w kołysce

Załamkałem się wnad tobie z głowy,
twoje imię wykichując na nowym nowej
zdziecięciale zaawansowanej, ztapecałej,
motorycznie muzycznej mieszaninie,
a piosenka śpi w do szycia maszynie.

matka Polka na wezgłowiu
z dzieckiem w paczce
i papierosem w kołysce

12 lut 2011

Poligamia alkoholowa zastosowana z samego rana nie służy wątrobie

pp p ppp pporwany
opiłki smug na lustrze
szszszszszszszszszumią szare komórki
prawem przestrzegam
w lewo pod górkę
o co cho cho cho

dzi

m m m mmmówiłem że tak będzie

11 lut 2011

pieśń na trzy paski

nie ma miłości -
nie ma nadziei -
sama zemsta -
sama przemoc -

głośna muza na słuchawkach
romantyczna
najlepiej polska bo tę rozumiem
telewizor chodzi ale go nie słyszę
bo leci muza
telefon dzwoni ale go nie słyszę
wiem że dzwoni bo światło mruga

piszę na ścianach o swoim bólu
i o tym że wiecznie byłem biedny
i że z zeta zrobiłem dwie zety

Komórkę wybieraj z głową na karku

skacze tęczowa szesnastka
z kwiatka na kwiatek
nie patrz na ulotki
w tańcu szalonym odarta
z brylantyny umięśnionej
wpadła w rosiczkę
flakiem z głowy
dostała rykoszetem
matka Polka
z dzieckiem w paczce
i papierosem w kołysce

Cynamon

mam howk w duszy
endorfinkę w sercu
kwiaty we włosach
i ciebie za rękę
przez drzwi się przeciskam
z rozpoczętym życiem
nie skończonym
kij w oko
kamień w żyły
ja
w zgłosce trüdnej wzburzona
sprzedam ją za krocie
oszalały umysł napełniony i spalony
taka wizja
już ma 14 wcielenie
trochę bardziej wdzięcznej niż
zjeść beczkę soli
zaprawić cynamonem
taka moja wola
w oczkach niebieskich kap kap
ci kapię na serce prosto

budzę się rano
widzę nie ten świat
gdzie
pachniałam pianką wella
nosiłam glany
i czekałam na ciebie
przez okno
(L.)

9 lut 2011

Wczas

Czas odmierzany, czy nie, i tak płynie swoim tempem, albo i nie płynie, nie mamy pewności, że płynie czy też nie, przecież czasu nikt tak naprawdę 
nie widział, 
nie możemy go dotknąć, 
a czego dotknąć się nie da tego nie ma, 
a zegarki wszelakie i kalendarze dają nam tylko 

złudną nadzieję 

na jego istnienie, 
który płynie jak krew w żyłach, której nie widzimy, póki się nie zranimy, i nie mamy pewności że ona tam jest, póki żyły nie przetniemy ruchem zaplanowanym bądź zupełnie chaotycznym, 

czyli wychodzi na to, iż zaprzeczam sam sobie, 
bo czas 

jest, 
ale go 
nie ma, 

trzeba rozciąć rzeczywistość żeby go zobaczyć, wtedy wyleje się całkowicie z organu go pompującego i płynąć przestanie gdy się wyczasowi, 
i na nic zegarki, których sekundniki dalej tykać będą, skoro czasu 
nie będzie, 
nie będzie go i nie upłynie, 
przeciąć rzeczywistość, mocnym, zdecydowanym ruchem, ruchem szybkim i płynnym, okleić taśmą wokoło z napisem: 

"czas właśnie płynąć przestaje, odmierz swoje ostatnie godziny, jeśli chcesz nabierz go do wiadra, kto wie, może kiedyś ci się przyda, może zestarzeć się zechcesz."

8 lut 2011

Upuściłaś

upuściłaś \\
swoją wolność
w porcelit
w \\ ramiona
moje

lekko
złapane w \\ motyle skrzydła
tańczące na wietrze
amorek | był pijany
za dużo
|brandy| oraz |piwo|

słuchaj mnie
tu *
==>
i _____

jesteś teraz
moja
we mnie istniejesz
wdychasz mnie
implodujesz ^

Poza w wierszu też istnieje.

Odebrałem sobie spokój. Gdzieś zniknął w szaleństwie szczęśliwości zgotowanym przez poza ja.
Tak to już bywa. Czasami człowiek nie szuka a znajduje.
I co z tego?
Nic.
Ciebie i tak to nie obchodzi.

A ja jestem idealistą. Mam swoje przekonania, w które wierzę z dziecięcą naiwnością. Mam swoje marzenia, które zostawiam w sferze marzeń, bo po co je wyciągać na światło dzienne, szczycić się nimi czy opowiadać jak jakieś brednie.

Nawidzę i jestem
To najważniejsze.

Nie wywnętrzam z siebie czegoś,
czego nigdy nie przeżyłem. Może poza śmiercią popełnioną w kilku szczeniackich wierszykach z liceum, których dziś sam zrozumieć nie potrafię.
A takim natchnionym poetą był dzieciak o pedalskim pseudonimie

Nicość.

Nicość, tym byłem i dalej jestem. I świadomy tego jestem w stu procentach, w przeciwieństwie co do niektórych tak zwanych poetów przez olbrzymie P na pół kartki. Ale napełniam się sobą, nie powielanymi anegdotami, nie ulicznym kiczem, nie bajeczkami dla dorosłych o tym jak ona go kocha a on o nią walczy i aż zrzygać się idzie. Tak samo jak na wymioty mnie bierze czytając poprawnie polityczne i grzeczne wierszydła kilku ostatnio poznanych grafomanów. Nie zdejmuję z siebie łachów w wierszu.
Po co.
Przecież mam zaliczone publiczne pokazanie dupska.
Nie wstydzę się powiedzieć KURWA, kiedy jest to potrzebne. Wydalanie mnie z pseudopoetyckiej grupy nie siadło na żołądku
Nie mam zgagi ani wzdęć.
Staram się pisać co czuję, w końcu to wiersz mnie określa a nie jeden z drugim natchniony mówiący, że piękne,
że serduszka mi trzaśnie pod wierszem,
a ta literka powinna być w kolejnej linijce,
a to słowo nie pasuje bo, jest za proste.
Dżizas, sam jesteś za prosty. Pisz swoje romansidła o rycerzach i elfach, pisz swoje pożalsięboże wiejskie przyśpiewki, ja staram się wyjść poza się, pisać nie o moim pokoju zasyfionym a o tym co dzieje się wokół mnie. Słowami prostymi i językiem zagmatwanym w którym, tak, sam się jeszcze gubię.
Mistrzem czyni nie praktyka a

-sypanie z siebie a nie z rękawa
,
-odpowiedni moment
i
-kupa kasy w kieszeni
.
Tego ostatniego mi brak.
Ja piszę gdzie mnie nogi poniosą. Piszę gdzie znajdzie się moja głowa. Nie trzymam się utartych w papierze pakunkowym przestarzałych form. Przetwarzam co świat wierszuje i wierszuję co świat przetwarza.
I mam gdzieś Szymborską za jej noblowskim kiczem trącące śmieszne historyjki o kocie w pustym mieszkaniu. Na miejscu kota bym się siedem razy rzucił pod tira, by na jego oponie świat zwiedzać.

I foch,.

7 lut 2011

Który duszę moją niespokojną

jadę
potem staję
i leżę na ręcznym hamulcu
w myśli cię zamykam
taką jaką znam od zawsze
staram się jak mogę
by krzyku narobić pokłady nieskończone
który duszę moją niespokojną
w twoją głowę pompuję
sączy się pomiędzy komórkami ciała
przenikając na wskroś każdy skrawek twojej
głebi nieprzesyconej jeszcze mną

budzę się co noc
o czwartej czterdzieści dwa
i zlany potem zastanawiam się
kiedy przyjdzie ten moment
który wypchnie mnie na bocznicę
z której się tu znalazłem
(P.)

6 lut 2011

Użycz mi twoich słów

w przyjemnym tonie głosu
nie rozumiem jaki cel
twojego karmienia wierszy poetami
gdyż wiersz
będąc życiem przepełniony
dziełem sztuki 
w zaciszu naszej szuflady
staje się pustym frazesem
gdy oczytany przez p-oetów
zostaje zalubiany i zaochany

użycz mi słów
które nic mi nie mówią
na nic zda się semantyka
choćby nie wiem jak
poukładana w poskręcana
w życiu tym prawdziwym
znaleźć sposób
by powiedzieć wszystko
nic nie mówiąc

Które piję w noc lutową

odważnie i z przytupem
na powiece mi usiadłaś
białą stopą swoich myśli
łzy tamujesz choć się cisną
na wyżyny krótkich chwil
gdy zaszczycam cię
duszy pieśnią swej
do ciebie krzyczę tutaj w głos
osadzam w tobie moje dni
w kubku kawy nazbyt czarnym
zatopiłaś swoje sny
które piję w noc lutową
sycę nimi żyły swe
a krwi prędkość zatrzymuje
w tej magicznej bezczelności
a wszystkie te chwile
uderzą na nas od serca
całkiem już bez rozgrzeszenia
(P.)