22 kwi 2011

Chaotyczna nieprzewidywalność przeznaczenia

Słońce skryło się za linią widnokręgu, gdzieś pomiędzy drzewami a ptakami gnającymi w im tylko znanym kierunku. Żar na chwilę przestał lać się z nieba. Michał podniósł głowę znad książki. Jego oczy ogarnęły przedział pociągu relacji Szczecin - Przemyśl, którym podróżował od godziny. Po jego lewej stronie siedział ewenement, tak zwany metalowiec, w koszulce z nazwą zespołu wypisaną growlem, rzadką bródką, składającą się z kilku włosów, którą przeczesywał z namaszczeniem, jakby czarodziej, co potęgował jeszcze kapelusz, oczywiście czarny i kowbojski, na jego głowie. Co chwila coś do siebie pod nosem mamrotał, zapewne jakieś mantry szatanistyczne, jak mniemał Michał. Tuż na przeciw ewenementu, siedziała monstrualnych rozmiarów kobieta, czytająca z istnym podnieceniem gazetę, najprawdopodobniej jakiś poradnik dla singli.
Michał odwrócił wzrok od tego niezbyt ciekawego widoku i przed jego oczyma pojawiła się całkiem przyjemna dla oczu kobietka. Była szczupła. Jej jasne, rude włosy, opadały do połowy jej ramion. Na nosie miała lekkie oprawki, jej oczy, usta i nos, malowały się wyraźnie na skropionej lekkimi piegami twarzy. Ubrana była w białą bluzkę, pod którą rysował się stanik otulający jej piersi. Jej zgrabne nogi opięte były ciemnymi dżinsami. Całość uwieńczona była grubym, czarnym paskiem u spodni i kolczykami kolory młodej trawy. Nie wiedział jak długo się jej przyglądał, jednak zdał sobie nagle sprawę, że i ona przygląda się jemu. Z lekkim uśmiechem malującym się na wąskich ustach wpatrywała się prosto w jego oczy, ciekawa widać jego reakcji. Gdy tylko obserwator zauważył, że jest jednocześnie obserwowanym, że wzrok jego ofiary jest jednocześnie wzrokiem zdobywcy, lekko się speszył, ale nie dał za wygraną. Uśmiechnął się szczerze do niej, spojrzał jej głęboko w oczy i teraz znów był zdobywcą, znów on kontrolował sytuację. Policzki rudowłosej pokryły się różem zawstydzenia, roześmiała się w sposób który sprawił, że Michał chciał słuchać i słuchać tego śmiechu i nigdy go nie zapomnieć. Chwilę jeszcze wymieniali uśmiechy, spojrzenia i gesty, ona sponad czasopisma dla kobiet, on spomiędzy kart opowieści Cortazara, kiedy w końcu zdobywca zrobił krok naprzód.
- Tak sobie myślę, skoro już uśmiechamy się do siebie nawzajem, może mógłbym chociaż poznać Twoje imię? Ja jestem Michał.
Tu wyciągnął rękę, którą podał jej zdecydowanym gestem jako ogólnie rozumiany gest przywitania. Ona, lekko nieśmiało włożyła swoją chłodną dłoń w pomiędzy jego palce, jego opuszki zetknęły się z jej gładką skórą, ujął jej dłoń i spojrzał jej w oczy. Nie spodziewał się takiej reakcji, tak jak nikt w przedziale, całym pociągu ani na peronie, który nagle wyłonił się za oknem pociągu i dał o sobie znać gwarem, trajkotem i morzem spoconych ciał z plecakami. 
Rudowłosa wykonała czynność, która wprawiła Michała jednocześnie w zakłopotanie, podniecenie, zaciekawienie, konsternację i masę innych odczuć i uczuć, których był bardziej lub mniej świadom. Jak gdyby nigdy nic, zmieniła swoje położenie, jej ciało lekko, jakby zupełnie naturalnie, przeniosło się w locie ponad ziemią, ponad szynami, ponad podłogą pociągu i wylądowało ponad fotelami tuż obok Michała. Ten, lekko wystraszony i zaskoczony całą sytuacją, najpierw odsunął się, bojąc się, jak boi się podświadomie każdy człowiek posiadający jakikolwiek instynkt samozachowawczy, ale tuż po chwili, uzmysławiając sobie, że nic mu nie grozi, powrócił do poprzedniej pozycji, cały czas trzymając w swojej dłoni jej dłoń, cały czas wpatrując się w jej oczy, usta, czoło, nos, uszy, włosy, szyję, zęby, piegi, brodę, policzki, brwi, ramiona, nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jak się poruszyć, żeby nie zniszczyć tej chwili, tej jakże zaskakującej, ale i przeraźliwie radosnej chwili, bo oto, jak się okazało, przyglądała mu się ona od jakiegoś już czasu, dokładniej od momentu, w którym znalazła się w przedziale tuż naprzeciw niego, a było to u początku ich wspólnej, acz z osobna zaczętej, podróży, w Poznaniu.
- Nie pamiętasz mnie? - spytała. - Nie byłam pewna czy to ty, ale teraz już wiem, zmyliła mnie fryzura, poznaliśmy się w...
Teraz wszystko stanęło mu przed oczyma, jakby to było dzisiaj. Jakby tyle co wysiadł z tramwaju, szedł ulicą prowadzącą ku Staremu Rynkowi i śmiał się, uśmiechał. Teraz osłupiał. Jedyne co wydobyło się z jego ust, to niemy odgłos, jakby świszczenia niezassanego w płuca powietrza. Ależ tak, to ta sama Weronika, która wpadła na niego w tramwaju poniesiona impetem hamowania. To ta sama, która dała mu swój numer i chciała żeby zadzwonił. A on? On nie zadzwonił. Miotając się pomiędzy sobą samym a drzwiami, nie zadzwonił. Ale teraz jest tutaj. On i ona, ona blisko tak bardzo, blisko, jak nie wyobrażał sobie, że mogłaby być tak blisko.
kolaż Marty Furtak
- Myślałam dużo o tobie, odkąd się poznaliśmy, - tu uśmiechnęła się z lekką ironią, - szkoda że nie zadzwoniłeś, ale teraz już jesteś, widzę cię, pamiętam, i jeszcze Cortazar w twojej dłoni, kartkowany z takim namaszczeniem... Michale, bardzo mnie wtedy w tramwaju zaintrygowałeś, bardzo byłam ciebie ciekawa i dalej jestem i jeśli tylko ty jesteś, to ja... Ja nie boję się zrobić z siebie idiotki, już przyskoczyłam do ciebie i widzę twoje zdziwienie, ale wiem, czuję, że mnie nie wyśmiejesz, nie odepchniesz...
Michał nieśmiało przysunął się bliżej, wolną rękę skierował ku jej twarzy i zaczął palcami muskać jej powierzchnię. Jednocześnie próbując cokolwiek z siebie wydusić. Kiedy zbliżył się dłonią do jej ust, spojrzał jej w oczy i pocałował ją. Zawirował cały pociąg, szyny się powyginały a żar słońca już wcale takim żarem nie był. Wręcz zmalał przy tym co czuł Michał... Potem słowa, słowa, słowa, potok słów, jakby niekończący się potok słów od M do W.
Wysiadła we Wrocławiu. Zostawiła mu swój numer raz jeszcze. Nie chciał żeby wychodziła z pociągu. Bał się, że to sen.
- Damy radę, i już nie zrobię tego złego wyboru. Będę głupi i szalony dla ciebie. Bo chcę Cię poznać moja kronopio.
Powiedział do niej na pożegnanie. Odmachał ją przez okno, na zapełnionym ludźmi peronie. W głowie już miał scenariusze i plany. A to dopiero za dni kilka... Ewenement i gruba kobieta w oniemieniu i z rozwartymi ustami wpatrywali się w Michała, a on nie mógł przestać promienieć szczęściem. Choć w jego głowie budował się już strach. Bał się, że będzie musiał wybierać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz