31 sty 2011

Tam

kółka puszczane z dymem
zaciągam się zaciągam i sycę
budzik dzwoni za piętnaście siódma
dziś nie wstaję
za dobrze by było
posłuchaj
grają moją ulubioną piosenkę
wspomnienia
jak kłu
jące szpileczki
powyginane winoro
śle wijące się po włosach popioły szaleń
czych nocy
kurz zamglo
nych słów
odbicia w lus
trze podartym
głowa pę
ka jak pozytywka
poły
kam
pigułki z twoich
zapachów
szczelnie zamkniętych
jak trutka na szczury
którą mi pod nos podsuwasz
palce zżół
kłe od tytoniu
i o czym to mówi
łaś już nie pamię
tam

Mniej jest mnie coraz

Mówisz do mnie. Głośno, wyraźnie. Czasami przyciszasz głos, jakbyś chciała, bym się bardziej wysilił, usłyszał cię każdym swoim naprężonym mięśniem, każdą tkanką i najmniejszą komórką mojego ciała. Wibracje twojego głosu stykają się z moją skórą, przenikają ją, dostają się w głąb mojego ciała, penetrują, delikatnie, nie mącąc mojego wewnętrznego spokoju. Słucham. Nie przerywam. Jestem głodny twojego głosu, jego koloru, natężenia, głębi. Nie przerywam, bo nie chcę zmącić tej chwili. Jestem teraz egoistą, napawam się każdym twoim słowem, każdym dźwiękiem, każdym gestem, ruchem.

Patrzę w twoje oczy, głębokie, duże oczy. Świecą delikatnie w mglisty świetle. Patrzę na cienie, które twoje ciało rzuca na przeciwległą ścianę. Patrzę, jak na odbicie woskowej masy topionej zabobonnie w andrzejki. Bo przecież można w niej zobaczyć swoją przyszłość. Przyszłość, która jest tak zmienna i tak nie wiadoma. Nie chcę w nią zaglądać.

Patrzę na otaczające mnie niebo, jest dziś niezwykle błękitne. Prawie jakbym patrzył na strumień wody. Gdzieniegdzie przeganiane wiatrem przelatują ciemniejsze chmury. Nie pasują do tego nieba, ale tak pięknie kontrastują. W oddali, gdzie horyzont zasłaniają góry, widać różową poświatę. Unoszę troszkę wzrok i moje oczy się cieszą. Różowy tak pięknie zlewa się z niebieskim. Czasami mam wrażenie, że one chcą mi coś powiedzieć. Patrzę na nie - one się zmieniają. Układają się w przedziwnie kształty. Niestety nie potrafię odczytać ich przekazu. Patrzę z nadzieją, bo może kiedyś odniosę sukces i dowiem się, co chciały mi powiedzieć. Może to nie będzie nic ważnego. Może tylko chcą powiedzieć mi 'cześć'. Ale i tak będę szczęśliwy, bo one codziennie to robią. Nie zapominają o mnie. Czasem ich nie widać - spowija je mrok, ale potem znów się pokazują. Wiem, że to tylko chwila i powrócą, bym po raz kolejny mógł cieszyć się ich widokiem.

Ugryzłem się w język. Chciałem przerwać twoją opowieść. Bezczelnie wybić cię z toku myślenia, zmienić tor rozumowania. Unicestwić tę chwilę, kiedy w skupieniu opowiadasz mi kawałki siebie.

Na krótką chwilę zasypiam. Zasypiam, choć oczy mam otwarte. Patrzę na ciebie, na twoje włosy postrzępione. Patrzę na twoje usta, uchylają się i zamykają, by za chwilę znów się uchylić. Zerkam, jakby wstydząc się sam siebie, na twoje ramiona, ręce, dłonie, ukradkiem ogarniam wzrokiem twoje piersi, które unoszą się kiedy mówisz, kiedy wdychasz i wydychasz powietrze. Patrzę na brzuch twój, kiedy przeciągasz się niewinnie odganiając zmęczenie. Patrzę na uda przewieszone przez oparcie fotela. Twoje stopy zawieszone w powietrzu, wystukujące niesłyszalny takt. I zastanawiam się, dlaczego ja to śnię. Dlaczego pozwalasz mi na ten sen.

Rzuciłem na ziemię kawałek chleba. Nie zdążyłem nawet zauważyć jak dotyka podłoża, kiedy ze wszystkich stron zleciała się szara chmura gołębi. Wygłodniałe, zachłanne drapieżniki rozszarpały skrawek pieczywa w mgnieniu oka, dziobiąc się nawzajem, strasząc furkotem skrzydeł i złowieszczym gruchaniem.

Kiedy siedzę przed ekranem komputera w każdym pikselu monitora widzę ciebie. Gotując dla siebie obiad w rondelku z Ikei, a potem zjadając go z jedynego talerza, który posiadam, myślę sobie, jakby to było, jakbyś siedziała na przeciw mnie, z widelcem w dłoni, przeżuwając kęs za kęsem. Ciągnie mnie do ciebie. Ciągnie jak opiłki żelaza do bardzo mocnego magnesu. Czekać tylko, aż twoje zdjęcie, które skradnę ci z półki, albo wybiorę z tych kilku zdjęć, które wiszą na fejsbuku, po cichu utoruje sobie drogę do mojego portfela. Już i tak wymarzyłem sobie jakby ono tam wyglądało, tylko dla mnie, na własność, i jak wstydliwie zakrywam je palcami płacąc w sklepie. Bo dla mnie to takie naiwne i niepoważne trzymać czyjeś zdjęcie w portfelu. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy mają w portfelach całe rodziny, śmiałem się z tego w duchu, a jednak od czasu do czasu i ja to robię wmawiając sobie, że to coś innego, że to wyjątkowa sytuacja, że to nie to.

Spotkałem cię pewnego zimowego dnia.
A wydawało mi się, że będzie to niemożliwe.
Bezlitosny wysłannik niebios ugodził
mnie swą strzałą. I krwawię.

Ty jesteś bandażem. Opatrunkiem, który
może mi pomóc. Każde ciepłe słowo, gest,
wiersz powodują ulgę.

Mijają sekundy. Potem minuty, godziny.
A ja słyszę tik tak, tik tak, tik tak, tik tak...
Czas płynie nieubłaganie.

Mijają sekundy. Potem minuty, godziny.
A ja słyszę kap, kap, kap, kap, kap, kap...
Nie wiem jak długo jeszcze.
Rana się nie zabliźnia,
a mnie jest coraz mniej.

Mniej jest mnie coraz
Mijają sekundy. Potem minuty, godzi...

30 sty 2011

Głowa w chmury zadarta


czy możesz uwierzyć
w gwiazdy spadające
wierzby płaczące 
jesień bratki i barwy sycące
słońce na niebie iskrzące
twarde i wielkie jak lawy stygnące 
kubek z kawą za bardzo czarną
papierosa w moich ustach i noc koszmarną
przekrwione oczy i na sygnale straż pożarną
wolność bez krat od w do ć zawartą
głowę w chmury zadartą...
a czy możesz uwierzyć w nas?

wciśnięte pomiędzy obraz a kanapę
wspomnienia chwil
z tobą i ze mną
w rolach głównych
kiedyś je wymyślę
i odgrzeję w mikrofalówce
poczekasz na ten dzień?

co by było, gdybym odważył się zapytać

szukam białej dziury w całym
stąpam zmarzniętymi mymi dłońmi
po równinie twoich ust
i nie mogę wyjść z podziwu
nad ruchami twoich ramion
choć tak blisko to daleko
muzo moich dni skróconych
kiedyś skończy się ta zima
i znów szary świat się stanie
bo to wszystko mi się zdaje
w mojej głowie się zrodziło
i nie stanie się na prawdę
choćbym bardzo się wyprężył
i wywinął świat na lewo

Zemsta słów

umieram ginę i niknę
w swojej nieokiełznanej pożądliwości
na światło żarówki nie wystawiana
gniecie się we mnie
i skomle jak pies zbity kablem
niepocieszenie niezaspokojone
umierające śmiercią naturalną
w czasie poza czasem
bezrozumnie wydmuchiwane
lekkie jak bańki mydlane
w głowie mojej pustej
bo nawet myśli wyległy na włosy
obawiając się zakażenia infekcji schizmy
spowodowanych bliskim kontaktem z najeźdźcą
pożądliwością syczącą spazmami
plującą na prawo i lewo feromonami
o które sam siebie potykam
i dołki pod sobą kopię
tarmosząc się na łóżku
zasypanym czerwonymi pigułkami
moje słowa głupcze skażą mnie na wieczną śmierć
osądzę się sam w sobie
na przekór wypluwając z siebie samego siebie
moje własne ja które mogłoby się stać
moim czasem poza mną ze mnie wyplutym
wysnutym jak słowa zapisane na maszynie
które mszczą się na mnie
na sprzedaż od stóp do głów
to co ze mną co przede mną co teraz
co wymyśliłem w pocie czoła
i porzuciłem wtarłem w pościel kolejny raz
brakuje mi tchu
umarłem zginąłem i zniknąłem
w swojej nieokiełznanej pożądliwości
która jest jednak okiełznana
już nie gniecie się we mnie

29 sty 2011

Krew z nosa

myśli nie układają się
w spójną całość
przeczącą sobie nawzajem
wyciągniętymi w twoim kierunku
ramionami
kocham po stokroć
rozproszonymi skorupkami serca
z którego kiedyś
zrobiłaś wydmuszkę
i usmażyłaś na wolnym ogniu
plecy wciąż dręczą
o masaż który ci dawałem
po ciężkim dniu pracy
przetyranym z językiem na wierzchu
powtarzałem wciąż te same słowa
które w moje usta wkładałaś z namiętnością
i pedantycznością zakrawającą o
molestowanie psychiczne
które teraz sobie zadaję
iglicą z kości słoniowej
jedynym co mi po tobie zostało
a na dłoniach mam szramy z czasu
prawie zagojone stygmaty twojej
do mnie niemiłości nieskazitelnej
jak po praniu w tanim
proszku podejrzanego pochodzenia
miły to był sen lat jeden niecałe trwający

dobrze że się obudziłem
szkoda tylko że z krwią z nosa
tak jak mnie zostawiłaś
w błocie zmieszanego

28 sty 2011

Wywab mnie z mojej miłości

po co przyszedłeś?
- zapytałaś mnie.
Podpisać umowę

- powiedziałem -
z samą diablicą.
Dlaczego nie ze mną,
dlaczego nie jestem tą,
do której chcesz się przykleić
na resztę twoich dni
póki śmierć nas nie rozłączy?
Siedzę tu,
ciskając łzawe błyskawice dzień cały,
czekając na obrót mojego śmigła,
które się nie ruszy samo
i nie jestem w stanie sama go uruchomić,
więc odwiedź mnie,
obiecaj mi,
najszybciej jak możesz, to pilne.
Łaknę twoich słów, umysłu i
łaknę byś mnie dotykał i
całował moje plecy i głaskał moją skórę i
mówił jak bardzo kochasz moje włosy
moje wargi, moją szyję, moje piersi, mój tyłek,
twoje oczy,
piękne oczy, w które mogłabym się wpatrywać
przez dzień cały i umrzeć
w nich


(P.)

25 sty 2011

Kamila, 22, serce, zwój, węgiel

powiadają że dla każdego serca w uniesieniu
przypisany jest jeden niżodbieram sobie prawo do życia
jako własny kat rzucam się w kąt
bo od samego rana
by wiersz ten w czasie osadzić
dłubię wykałaczką w swojej głowie
nie żeby dłubać dla samego dłubania
wygrzebuję spomiędzy zwojów myślowych
małe szare kuleczki co jak krosty na języku
czerwone rozżarzone węgle
przypominają o tym że ktoś myśli

***

przytłaczająca nicość przestrzeni wokół mnie
złośliwie ukradkowe szepto-spojrzenia
zepsuta lalka
strach na wróble
i przysięga o miłości na wieki

coś mnie goni
nie obok
coś za
ucieka w dal
jednorożec
pożera
centaura

pozwól odejść
to nie ja
życie będę marnować dalej
już zmarnowane
przez widok na zachod
w dół spadających liści
nie będzie już rewolucji

zagubiona literka
w słowie o miłości
ja zagubiona
w świecie bez drogowskazów
same skrzyżowania
pójdę w prawo
pójdę w lewo
wyjdę znów nie tam gdzie trzeba

23 sty 2011

po drugiej lustra stronie

po drugiej stronie lustra
w którym przeglądam się nocami
przewracając kartki książki
siedzi on
nieznajomy tak daleki
choć bliski mi

i zupełnie nie wiem dlaczego
zawrócił mi kolorowo
w spokoju mojej głowy
zmącił łany zbóż lekkim wiaterkiem
ciepło jego promieni
dopływa do mnie w zwolnionym tempie

chciałabym go dotknąć
poczuć rysy jego twarzy
i dać mu swój uśmiech
w zamian za kubek gorącej herbaty
i kieszeń w zimne grudniowe wieczory
kiedy przechadzalibyśmy się po Starym Mieście
może nawet bym się w niego wtuliła
kiedy opowiadałby mi
o jutrzejszym seansie w kinie
albo o tym co ma zamiar zjeść na obiad
kiedy najzwyklej w świecie
siedzielibyśmy na ławce na Wawelu

i choć boję się tego
jak bać się można własnej głowy
wiem że to nie sen
ale już jawa
prawie namacalna pod opuszkami
moich palców
które czekają aż on je odkryje

Na lektora

Gdy lektor groźby swoje
spełniać zacznie i przyjdą znoje,
trudy i narzekania,
oraz jego zbędne utyskiwania,
kiedy zacznie czepiać się, cwany
i z uczniów robić bałwany,
kiedy trójki i inne angielskie odgłosy
przyprawią cię o zjeżone włosy,
kiedy mina jego uśmiechnięta
w srogą zmieni się jak głowa ścięta,
kiedy długopis, miast na stole,
wyląduje w twoim oczodole,
wtedy to zaśpiewać zostanie ci pieśń znaną,
tak głęboko w twej głowie zasianą,
by lektorze serce zmiękło i zapłakał,
na twe zawołanie jak żaba zagdakał,
uśmiechnął się pełną miarą
i otoczył się niebiańską dla ciebie parą:

"Na miły Bóg, życie nie po to tylko jest, by brać
Życie nie po to, by bezczynnie trwać
I aby żyć siebie samego trzeba dać"

I tak oto lektor się oswoi,
już nigdy cię uczniu nie zgnoi,
pomocną dłoń ku tobie wyciągnie,
od srogości się powściągnie
i lekcja miła będzie i znośna,
jak w Arabii - wiedzonośna!

jedno pytanie

spotykam cię na ulicy
mówisz że co tam
a ja
że normalnie
do pracy idę

choć w głowie
kotłuje mi się tylko jedno pytanie


dasz mi się zerżnąć może
ostro od tyłu

ale nie pytam
nie widzę w tym sensu
bo jak tak na ciebie patrzę
to choć 

całkiem niezła dupa jesteś
nogi trochę krzywe
i te dwa pryszcze

jak ja mógłbym miętolić pryszcze?

rozdrażniony dziś jestem

potrzebuję się zaciągnąć
zaciągnąć się trucizną
wypuścić życie
wdech
wydech
wdycham oddech śmierci
wydycham moją czystą jak diabeł duszę

narkotyki mzy

narkotyki
zmąciły mi w głowie spokój święty
rozwaliły się w moim sercu
jak znajomi na kanapie w pubie
krzyczą nie mogę ich słuchać
jak kibice na meczu piłkarskim
i walą się moje ideały

narkotyki
zmąciły mi w głowie jak łyżka w zupie
bełta nierozpoznawalną maź
umarłam bez sensu dla samej siebie
w łeb sobie strzeliłam
potokiem wizji nie z tej ziemi
i walą się moje włosy

narkotyki
pomogły mi zapomnieć o matmie
równania już nie są dla mnie tak straszne
i odpływam w otchłań
nie słyszę wołania nie widzę nikogo
narkotyki moje kochane
uważaj bo się coś stanie

strzał w mordę dostałam
nie wiem z której strony nadszedł
Patryku
bo tak mówiłeś że masz na imię
bolało jak cholera
ale teraz wiem że mnie wyciągnąłeś
z beczki do której weszłam sama
wypełnionej po brzegi zakłamaniem
fałszem i innym postrzeganiem

Dialogi na końcu drogi

w reżyserii mojej

występują: on, ona i ich przemyślenia
aktorzy: niekoniecznie


AKT I, SCENA I
ciemne pomieszczenie, nic nie widać
kurtyna w górę. akcja!

- Zabiłeś kiedyś?
- Nie, ale zraniłem czyjeś uczucia...

- Teraz, gdy patrzę wstecz dostrzegam coś.
- Co takiego?
- Nie powinienem nigdy oglądać się za siebie.

- Czym jest miłość?
- Miłość? Nie wiem, nigdy jej nie zaznałem.
- Dlaczego, przecież ona jest piękna?
- Ja też tak myślałem, ale to co przeżyłem temu zaprzecza.

- Czemu zadajesz tyle pytań?
- Bo chcę wiedzieć.
- Ale czasami lepiej wiedzieć mniej.
- Czasami...

- Chciałbyś kiedyś pokochać?
- Ależ ja już kocham.
- Kogo?
- Przede wszystkim siebie, to podstawa.

- Jesteś piękna.
- Nieprawda. Nikt mi do tej pory tego nie powiedział.
- To już ich strata.
- Raczej moja.

- Widziałeś "Mona Lise"?
- Cudowny obraz.
- Mi się nie podoba.
- Mimo to ja nadal uważam, że jest cudowny.

- Lubisz patrzeć w gwiazdy?
- Tak. Są takie niezbadane.
- A ja? Czemu nie patrzysz na mnie?
- Przecież ciebie znam: długie włosy, ciemne oczy...

- Jestem głodna.
- Wytrzymaj.
- Wytrzymam. Dla ciebie.

- Spróbuj patrzeć i nie oceniać.
- Nie oceniać?
- Tak. Uwolnij się od swego największego nałogu - umysłu.
- Głupi jesteś.

- Móc znowu usiąść na plaży i obejrzeć zachód słońca. Marzenia.
- Marzenia często się spełniają.
- Moje nie. Los mi nie sprzyja.
- Twoje też, ale trzeba bardzo chcieć i czasem mu dopomóc.

- Wszystko jest takie niezwykłe.
- Niewątpliwie.
- Ty też jesteś niezwykły.
- Wiem, każde z nas jest.

- Czemu płaczesz? Przestań.
- Nie.
- Przestań. Boli mnie już głowa.

kurtyna w dół. stop.

pauza na aplauz

koniec.za bilety zwrotów nie będzie.

- Przecież sztuka się już skończyła.
- Co z tego, życie trwa nadal.

20 sty 2011

Genevieve, 18, I, want, you

no matter what you do
the needs to satisfy a need
the dream that are there
not to be fulfilled
and that's just me
that stands still
turn my life on
the flip of a coin
in the land down under
stop sending me
sweet words
if I wanted to end up like this
my head would want
to turn upside a choice
you'd normally avoid

19 sty 2011

Kim, 44, solitude, silence, empty

empty streets and empty cars
my mind plays tricks on me
I am the colour of silence
the little butter-
cut from the -fly
I roam the streets
I look for you
in every little place
I would never find you
solitude greets me
as I pass the last bridge
no, my dear
I don't burn it
I just forget

Derick, 32, solo, island, solitude

I drift into the unknown
to a place on a map shown
an island, so small, almost unseen
can be noticed in between the bluish green
I prepare my boat and raise the sails
remembering about the smallest details
the length of the sound of solitude
brings me into a kind of mood
I go there alone, solo I drift
to a place that's called home
you await me there

or so they say

filled with hope
backpack of fear
I cross my heart
and hope to die
when I knock
on the doors
of your island's hut
will you answer me
will I find you there
I sit and wait
into the doorknob I stare

16 sty 2011

dawid, 30, prawda, dziura, dupa

"Taka prawda mili państwo,
ni krzty nie popadłem w pijaństwo,
ni w dziuplę żadną włożyłem małego!"

Mówię do towarzystwa ospałego,
popijając herbatę łyczkami małymi,
wzrok stykając z tymi najbardziej wytrwałymi,

prawiąc o samotności w sieci
i o tym jak stare pryki wabią dzieci,
gdy nagle wstała pani dość cycata,

jak na oko miała już swoje lata,
i rzekła do mnie: "Pan to chyba nie wie,
ale całkiem niezła dupa z ciebie!"

Z nóg mnie zwaliło i oniemiałem,
chociaż, nie powiem, leżąc też stałem,
pot z czoła spływał gorący jak słońce,

wstałem, próbując związać oba swe końce
i ripostą ciętą odrzekłem: "Prawdziwe piękno, nie bądźmy banalni,
chętnie wieczorem miłej pani w mej pokażę sypialni!"

8 sty 2011

Adrian, 17, noc, dziecko, ciało

to była piękna noc
kochaliśmy się do utraty tchu
nad nami rozgwieżdżone niebo
tulił mnie jak dziecko
dookoła dębowy las
my spleceni w jedno
jedno ciało
jedna taka noc
noc gdy dwa stały się jednym

na zawsze

Robert, 27, oczy, morze, ocean

spójrz na mnie jeszcze raz
w twych oczach widzę ocean
ogromny i niebezpieczny
nieodgadniony i niezbadany
gdzie w bezdennych otchłaniach
kryje się niewiadome

spójrz na mnie jeszcze raz
w twych oczach widzę morze
burzliwe i nieprzebyte
bez początku i końca
w którego głębinach
rozpoczyna się nieokreślone

spójrz na mnie jeszcze raz
w twych oczach widzę jezioro
spokojne i...

spójrz na mnie jeszcze raz
w twych oczach widzę strumyk
...

twoje oczy przeznaczone są dla kogoś innego
nie patrz na mnie już nigdy więcej

4 sty 2011

Aś, 24, dotyk, spięcie, rozluźnienie

czuję rozluźnienie w mojej miękkości
suniesz w górę po linie
by zaraz zeskoczyć w jednym dotyku
moje usta drżą
spięte uda tracą uwagę

skaczę razem z tobą
twardym na tych chwil kilka
napiętym do granic możliwości
przeszywasz mnie
miliardem skrzących się w świetle żarówki
pocałunków

sprawiasz że dotykam nieba
w tym naszym upadku bezwładnym
a bóg jest tak blisko