5 gru 2012

Powieść romantyczna z tragedią w tle


Przez rozbite okna, Syria.
Mężczyzna w mundurze popija herbatę
drżącą dłonią—kamień stukocze
po bruku pustej ulicy.

Jej czterdzieste urodziny,
pięciu byłych chłopaków ze swoimi dziewczynami,
A mógł to być
Jeden w rok więcej.

Żabia pieśń
unosi się w chłodnym powietrzu nocy.
siedzę na łóżku i czytam strona
po stronie, do drugiej nad ranem.

20 wrz 2012

Dziś



Stoi na balkonie. Był przekonany, że będzie zachmurzone, deszcz i grzmoty. Szekspirjańska pogoda - źle się dzieje w państwie duńskim. Życie jednak nigdy nie toczyło się tak, jak je sobie planował. Dzisiejsza, nie pasująca do pory roku pogoda, była finalnym kopem w tyłek od świata, którym tak gardził.
W jego głowie dzień był ponury. W tle grałaby orkiestra smyczkowa, coś niekonwencjonalnego, z crescendo w najważniejszym momencie. Miał zamiar poczekać na inny dzień, ale już napisał notatkę, a pokój w hotelu był opłacony tylko do 26 maja.
Nie było sensu opóźniać nieuchronnego. Mimo to, coś zdawało się być nie tak. Ta chwila, o której tak długo śnił, ta chwila, którą odgrywał w głowie raz za razem, nie zgadzała się z kinowym arcydziełem jego śmierci, który nakręcił w swoim umyśle. Było zbyt jasno, zbyt spokojnie, ta radość unosząca się w powietrzu wokół niego. Chciał, żeby ten dzień niósł w sobie tylko tragedię.
Wpatruje się w kanał, próbując zrozumieć, dlaczego dzisiaj jest inne niż wczoraj. Delikatne dźwięki jazzu sączą się z nurtem wody. Łódź przepływa w oddali, rozpoznaje na jej pokładzie ledwo dostrzegalną postać grającą na saksofonie. Nienawidził jazzu - to rodzaj muzyki, przy którym można się zabić.
Inny dźwięk dochodzi do jego uszu. Nosowy głos chłopca. Widzi mężczyznę i dziecko idących wzdłuż kanału. Chłopiec naśladuje saksofon, chichocząc, gdy próbuje odegrać na nosie "Air Sax.
Uderza go wspomnienie. Marek, jego Marek. Czy on kiedyś? Czy on aby nie? Nie. Chwyta się wspomnień, jak tonący brzytwy. Ale jednak był dzień, kiedy szedł z nim wzdłuż kanału. Marek miał tylko cztery lata, śpiewałby. Kolejne wspomnienie wbija się na pierwszy plan, ale zanim w całości zdąży się wyłonić, odgania je, wpycha głęboko w czeluście pamięci. Nie, to nie miało nic wspólnego z wypadkiem. Czy to nie było na długo zanim Marek wpadł? Czy tego samego dnia ktoś nie grał jazzu, jak dziś?
Ojciec odwraca się na wołanie sąsiada. Chłopczyk, zaznawszy wolności w promieniach słońca, biegnie udając pszczołę ku wodzie.
To znowu się dzieje. Marek. Jego Mareczek. Wybiega z balkonu, widzi przed oczyma jak każda chwila rozkłada się przed nim, kiedy wybiega z pokoju i wręcz zlatuje po schodach. Marek znajduje patyk. Coś w wodzie go zainteresowało. Chce to dotknąć tym patykiem. Ale patyk nie jest wystarczająco długi. Przechyla się i...
Jest przy kanale, ale dziecka już tam nie ma. Słyszy krzyk ojca.
Tym razem zdąży. Tym razem uratuje chłopca. Tym razem uratuje Mareczka.
Nurkuje w ciemnej, mulistej wodzie i łapie delikatną dłoń wystraszonego dzieciaka.
Tak, dzisiaj było inaczej.

19 wrz 2012

Granie

Magda nigdy nie rozumiała fascynacji grami komputerowymi, wydzierała się na Kamila
- Ile jeszcze godzin tam spędzisz, nie mógłbyś usiąść ze mną i porozmaiwać, spędzić razem trochę czasu?! Nie widziałam cię od poniedziałku, a ty wolisz zabijać cholernych obcych!
Westchnął i wylogował się, odwrócił w kierunku Magdy i wtulił w siebie jej marsową twarz, założone ramiona, przyspieszony oddech, prychanie, zupełnie jakby stała się smoczycą.
Nigdy nie rozumiała, chciał, żeby z nim zagrała, mówił że ją nauczy.
- Madziu, zobaczysz jakie to fajne, możemy grać razem, pomogę ci ustawić awatara i nauczę, czego trzeba, zrobimy to razem.
- Zgłupłeś doszczętnie, myślisz że jestem bezmózga? To nie istnieje, ktokolwiek sądzi, że to istnieje, ma nierówno pod sufitem. - odwróciła się i jak burza wypadła z pokoju. Tak rozpoczął się kolejny cichy weekend.
Wszystko poszło nie tak, ale czy to aby na pewno gry komputerowe, czy może było coś jeszcze, jakieś głębsze rozczarowanie. Wyłączył komputer i wsunął się pod kołdrę, "A co mi tam, nie zrobiłem niczego złego, dlaczego nie może dać na wstrzymanie?", pomyślał.
Kiedy się obudzł, było jeszcze ciemno, żaluzje spuszczone, a wzgórek obok niego lekko chrapał, nie wiedział kiedy przyszła do łóżka, ale położyła pomiędzy nich poduszkę, żeby tylko nie doszło do kontaktu. Zasmuciło go to i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Wspomniał początki, śmiechy i żarty, seks, cudowny, regularny seks. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz dała się zapomnieć w dobrym pieprzeniu.
Wyśliznął się spod kołdry, wziął koc z krzesła przy oknie i poszedł do pokoju dziennego. Włączył komputer, zalogował się i zaczął gry wojenne.
Nowa postać - klik.
Mężczyzna czy kobieta - kobieta - klik, klik za klikiem, przez włosy Magdy, jej budowę ciała, coś na wzór jej twarzy i jej uśmiech.
Nawet się udało, nie była to ona, ale chociaż jej namiastka. Dobra, dodał jej trochę tu i ówdzie, a włosy były dłuższe, ale podobało mu się to dzieło. Ekran był bardzo rozświetlony, bardziej niż pamiętał, żeby ustawiał. Zaczął mrugać i tracić ostrość, a może to wina łez, które wstrzymywał. Mała, emferyczna Magda uczepiła się koniuszka jego serca, które pamiętało jego żonę z czasów, kiedy jeszcze była mu przyjaciółką. Sięgnął ku ekranowi i dotknął delikanie opuszkami palców połyskujący obraz. No chodź Madziu, zagraj ze mną, wymamrotał. Jego wyciszone słowa zmieniły się w westchnienie, a następnie wyszczerzył się, chwytając jej wirtualną dłoń.
- Kamil, Kamil, gdzie jesteś, do cholery! Chyba nie grasz o tej porze, co? Zostawiłeś komputer włączony, ty durniu.
Wyłączyła zasilanie, nie włączywszy wcześniej ekranu, nie spojrzawszy w piksele, nie widziała, po prostu nie widziała i nigdy nie mogła zrozumieć jak mógł tak po prostu sobie pójść i ją zostawić, pójść, nie zostawiając nawet listu. Ale przede wszystkim, nie mogła uwierzyć, że zostawił swój cholerny komputer.

31 lip 2012

Miasto

W półmroku miasto cicho drzemie. 
Mieszkanie na drugim piętrze pragnie zalotów, przypadkowo wybrane szaleńcze kopulacje, lubieżna burza niekończących się stosunków płciowych. 
Rozchyły, okraki, zdobycia. 
Niezliczeni, zmiażdżeni konkurenci porozrzucani niedbale.
Pośrodku tego wszystkiego, w jedwabistości prześcieradła zmysłowo pieszczącego gładkość skóry, ze spokojem ducha śpi twoja matka.

1 lip 2012

Straszna rzecz, która przytrafiła się Zuzi i Piotrkowi po trzecim pocałunku



Cypel nad Wartą

Zielone ciepło lasu powoli ustępowało błotu i kamieniom brzegu rzeki, w którego zacisze Piotrek i Zuzia poszli nauczyć się całować. Dwójka dzieci, oboje dwunastoletni, nerwowo usiadła na dużym kamieniu trzymając się za ręce.

24 cze 2012

Mężczyzna, który nie potrafił płakać



Siedział na północnym brzegu, łowił ryby, rozmyślając nad ruchem wiatru tuż nad taflą jeziora i układając swoje własne myśli. Postawił mur pomiędzy sobą, a kobietą, nie że był na nią obojętny; potrzebował czasu sam na sam ze sobą. Czy ona to zrozumie? Wątpił w to. Nie widziała żadnego sensu w czasie i przestrzeni, domagała się bliskości, chciała pewności tego tu i teraz. Czego możemy być pewni, kiedy w każdym momencie dręczą nas wątpliwości? Nie był wierzący, ale przeszukiwał wzrokiem niebo i czuł, że mógłby uwierzyć w Boga. Nie w kłamstwa czy dogmaty zorganizowanej religii, czy tantryczne posłuszeństwo modłów do gipsowych figur, czy życie wbrew prawom ustanowionym tysiące lat temu. 

23 cze 2012

Upadły ateista



On, poszukiwacz, spędził całe życie - całe swoje życie - w pogoni za wiedzą. Szukając potwierdzenia czegoś, czego sam nie był pewien. Zaczął od punktu widzenia, z którym przemieżał świat, punktu, który mówił, że nie ma żadnego bytu, żadna ręka nie maczała palców w pięknie, majestacie, czy wspaniałości sił natury - że nie było żadnego Boga.

22 cze 2012

Kiedy Piotr ściął włosy


Kiedy Piotr ściął włosy, ściął je naprawdę krótko.
Nosił długie włosy od dzieciństwa. Tak długo był wyczesanym dzieciakiem. Zdawało się, że Piotr się rozmył, choć ciągle przecież istniał.
Przyjaciele nie widzieli go całe dnie, a kiedy nagle, niespodziewanie pojawił się, w klubie gdzie wszyscy się spotykali, było to jakby statek kosmiczny wylądował, a Piotr z niego wyszedł.
Wszyscy się na niego wgapiali, wyczekując, naśmiewanie się wisiało w powietrzu, ale Piotr był wyczesanym dzieciakiem. Nikt nie śmiał się z niego nabijać.

17 cze 2012

Plan B



Ulica była całkowicie rozmyta. Krople deszczu przemakały przez płyty chodnika, całkowicie zmywając w powierzchnię ziemi kurz, pył i opadłe liście. Wszystko zmyte w jedną całość, wszystko zmieszane w ponadczasowej mierze węgla, z zanikającymi śladami stanowiącymi jedyny namacalny dowód jakiegokolwiek istnienia. Coś, jak jej życie, coś jak to, przez co przeszła, co nigdy do końca się nie zmyje. Wewnętrzna plama, jak cierpienie, złożona z maleńkich, ale wciąż obecnych ułamków bólu, żalu i umysłowego cierpienia.

11 cze 2012

Życie w lodówce



Wiem, że ma czym zająć czas. Jest słoik z pędzlami w kącie, płótna powieszone do wyschnięcia. Zapach farby unosi się w powietrzu, terpentyna; nosi na sobie ten zapach i pasuje do niej jak ulał. Zmęczone oczy. Możliwe, że płakała. Kto by ją winił, gdyby tak było? Prace, które wykonała, nie osiągną artystycznej aprobaty. Kogo obchodzi, czy jeszcze żyje? 
Koniec z myślami samobójczymi.

10 cze 2012

Chłopiec z tarantulą na głowie



Chłopiec lubił przechadzać się po mieście z tarantulą usadzoną na jego głowie, a towarzyszyła mu w tym dziewczyna, która zdecydowała się nosić stanik i figi na ubraniu.
Widziano ich zawsze razem, a większość wieczorów przesiadywali na chodniku przed kafejką przy rynku miejskim, przyciągając uwagę ciekawskich przechodniów.

Róże



Plastikowy pojemnik na spinacze zawieszony na zagiętym gwoździu u pnia starego wiązu, od którego biegnie sznur na pranie na długość ogrodu. Wznosząc twarz ku słońcu, wdycha wiatr niosący z sobą rychły deszcz i wiesza na sznurze szare koszulki, spodnie, bieliznę i skarpety. Ubranie robocze mężczyzny. Mężczyzny, którego poślubiła.

3 cze 2012

Niedzielny poranek


Leżał na plecach, promienie słońca wygładzały panele podłogowe, z których wydobywał się zapach pszczelego wosku i kurzu, za każdym razem kiedy się poruszył. Dziewczyna przy nim pozostawała bez ruchu, okryta w prześcieradło. Usiadł, żeby zapalić papierosa, pierwszego tego dnia. Podniósł się i podszedł do okna. Dzwony kościelne wzywały wiernych na mszę. Przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, leniwie drapiąc się po drugiej. Miał przeczucie, że coś się tego dnia miało wydarzyć, ale nie mógł sobie przypomnieć co.

Historia o miłości


Wszystko co do tej pory powiedziałem, było kłamstwem.
Wiem, że to prawda, bo kiedy mówiłem jakiejś kobiecie, że kocham, tak na prawdę nie kochałem, a cokolwiek dawałem, było źle ukierunkowanym czasem i energią.
Zobaczyłem ją i od razu się zakochałem. W jednej chwili. Przyciąganie było tak mocne, fascynujące i nieposkromione.
Powiesz, że jestem dziwny, bo tak to może wyglądać. Współcześni ludzie po prostu się nie zakochują bez pamięci. Nie ma takiej możliwości.

2 cze 2012

Dziewczyna z pistoletem



Jest już spóźniona 25 minut. 

***

Powiedziała mi, że trzyma pistolet przy łóżku. Kij baseballowy przy drzwiach.
- To na wszelki wypadek - mówi, - nie chcę skończyć martwa.

- A co z chodzeniem po ulicach?
Ma gaz pieprzowy w torebce i alarm na wypadek gwałtu na nadgarstku.
- A co ze mną? - pytam.
Uśmiecha się lekko.

Starzy Gwoździe

Stara Mama Gwóźdź myła naczynia, kiedy jej drogocenna obrączka ześlizgnęła się z palca i wpadła prosto w kanał.
- Ojej! Stary Ojcze Gwoździu, chodź szybko i zobacz jaka katastrofa zniszczyła nasze życia! - krzyknęła, wyrzucając naczynia ze zlewu, rozbijając je o ścianę.

19 maj 2012

Mgła


Ulice pokryła gęsta mgła. Ciężkie chmury otuliły chodniki jak puchowa kołdra. Maleńkie kropelki wody osiadały na twarzach przechodniów, na ich ubraniach, nawet duszach. W tej mglistej chwili, wszystko jakby zamilkło. Żadnego dwięku, nawet skrzeczące przed chwilą ptaki całkowicie teraz zamilkły. Świat stracił mowę, stał się niemy i pogrąża się w filozoficznej zadumie.
Ludzie niknący w tej gęstwinie powodowali, że czułem się jak ostatni żyjący na ziemi. Zastanawiałem się, czy oni również tak samo myślą. Czy może tylko ja dostrzegam jak giną we mgle? Poczułem, że nie powinienem tu być. Nagromadzona na moim czole zimna woda wlewała mi się do głowy, kiedy trzymałem moją kobietę za rękę. W tej magicznej mecznobiałej chmurze, byliśmy połączeni ciepłem naszych dusz. Ktoś mógłby pomyśleć, że... Sam nie wiem co. Nikt nic by nie pomyślał, ponieważ byliśmy jedynymi przechadzającymi się po ulicach osobami, które czuły to ciepło.
A teraz... Spoglądam przez okno mojego mieszkania. Jedyne co widzę, to zamazane zarysy obrzydliwego pomnika, który za dnia straszy swoją iglicą i przypomina, jak szara może wydawać się rzeczywistość. Ten sam pomnik, który okrążam szerokim łukiem jadąc do pracy. Ten sam, który podziwiam gdy ścinam rondo wracając do niej. Tak dziwnym wydaje mi się teraz, zanikający we mgle. W tajemniczej chmurze anielskich włosów i diabelskich myśli. I zdaje mi się, że mógłbym popłynąć, niesiony jej skrzydłami. Mogłaby mnie unieść do samego nieba. Ale nie dziś, moje dłonie nie uchwycą się jej mlecznej skóry. Wiatr wieje ze wschodu, a to nie jest dobry znak.

4 maj 2012

Słynny

Słynny śnieg spada,
pokrywając góry słynne ze śniegu.
Słynne sosny kołyszą się na wietrze.

Kamień jest słynny z dna rzeki.
Ale rzeka jest całkiem normalna.
Płynie stąd dotąd.

Słynny kurz opada
w nieokreślone zakamarki, ale i w słynne też,
gdzie stałeś ty, albo ja stałem

i ktoś stać będzie
po raz pierwszy, wkrótce. Kubek słynny z jakiegoś powodu.
Zębiska słynne w ich widelcu.

Słońce słynne, najsłynniejsze,
gdyż wdrapuje się po ścianie ogrodu.
Słynny księżyc, przychodzący nocą

notoryczny przez swą ciemność,
a Ziemia słynna tylko na Ziemi,
z jej słodkim zapachem historii.

Cykl nieba

Niebo jest w moich oczach.
Zamilkłem zanim rozpętała się na nim burza przysłówków,
szczęki pełne głodu wyrastają
z grzmotów w błocie.
Zamilkłem.
Zamilkłem zanim mężczyźni i dzieci
i kobiety skryły się
jak dzikie ptaki pod płaszczami niewidzialności.
Poczułem wstyd bycia kimś
moimi słowami opisanym.
Życie w prochu nierozłączne
od brudu i wytępienia,
zaakceptować czas pokryty pleśnią,
ponury czas, czas w gardle
który upływa jak zawrót głowy
świętokradztwa i samotności pomiędzy krzykami.

21 kwi 2012

Drzewo Umarlaka

Zamarło mi w piersiach z chwilą, kiedy odwróciłam się w stronę drogi i zauważyłam ich samochód na podjeździe. Dokładnie wiedziałam co to oznacza. Obecność tego pojazdu i osoby, która go prowadziła sugerowała, że nadeszła chwila na moją reakcję. Czekałam na moją odpowiedź z wewnątrz tego samochodu. Poczułam przyspieszone bicie serca i krople potu na moim czole. Już przecież dokładnie wiedziałam.

8 kwi 2012

Czekać na kogoś innego

miło że przyszłaś i zdałaś relację
to twoje alibi delikatnie sączące ci się z ust
tak bardzo przekonana jesteś że czekasz na mnie

nałóż kaptur

teraz powinnaś poczekać na kogoś innego
ja i tak już wiem co powiesz
wiesz przecież że prawdę trudniej jest sprzedać
 
spuść głowę
 
możesz po prostu
oszczędzić mi nerwów
i wiecznie czekać na kogoś innego

i po prostu odejdź

26 mar 2012

Druga jaskinia Platona


Mężczyzna, marnie ubrany, zabłocone buty, dwudniowy zarost, zatrzymał się w zadumie. Wcale tego nie chciał. Wiedział, że nie wniesie to nic szczególnego do całości, ale myślał, że słusznie postępuje – rzecz wykonana, wykonana rzecz. Zastanawiał się już nad tym wiele razy, a każda refleksja zbliżała go do tego miejsca, do tego tu i teraz, jego ostatniego tu i teraz.
Szukał drogi naprzód, ale nie było drogi naprzód, tylko w dół. Jak mogło do tego dojść? Wspomnienia przyszły nieproszone. Niecałe sześć miesięcy temu zobaczył pierwsze oznaki. Nikt nie mógł przewidzieć straszliwego przyspieszenia tego procesu. Nie powinno się to było dziać tak szybko.

10 mar 2012

Nawrócenie Maleńkiej

Kot i ja jesteśmy jak przeplatające się robaczki jin i jang - to jest właśnie Tao - i nie umyka mi fakt, że każdy kot, po hiszpańsku gato, zawiera w swej nazwie trzy litery z Tao, przy czym g jest jakby dziurką, jaką pozostawiają w ponczach indiańskie kobiety, ażeby dusza ich nie stała się więźniem tkaniny.
Julio Cortazar "Ostatnia runda (Nawrócenie Teodora W. Adorno)"

Zatopiony w lekturze gazety, przyniesionej mi, jak co dzień, przez miejscowego listonosza, miłego, starszego pana z wielką, wyświechtaną przez czas torbą, popijając chłodną już, ale wciąż mocną kawę, usłyszałem to miauczenie, które, jeszcze wtedy o tym nie wiedziałem, miało towarzyszyć mi do końca moich dni. Z początku je zignorowałem, myśląc że to jeden z kocurów sąsiada zaczyna swoje gody, albo trafił na mocniejszego od siebie ptaka, który dotkliwie go podziobał. Nie przejmując się zbytnio tym nagłym kocim wołaniem, powróciłem do swoich porannych rutyn, czytanie, mycie zębów, kilka telefonów do znajomych, lub mniej znajomych mi osób, parę chwil przy maszynie do pisania, która coraz bardziej zarastała kurzem - ostatnio natchnienie mnie opuściło, nie mogłem przelać na papier ani jednego konkretnego zdania, tylko zlepki słów, literki jakby uciekający ze swych cel więźniowie - w końcu narzucenie na siebie mojej ulubionej flaneli i wyjście na spacer po lesie, który swoim szumem często zabierał mi resztę dnia. Tego dnia jednak było inaczej.

9 mar 2012

Bez filozofii

. . . jak pies pomiędzy 4 drzewami . . .

- email od znajomego


Mając się ku końcowi zimy,
temu długiemu labiryntowi,
pomyślałem o tobie w soczystej
zieleni i skąpanej w słońcu, otoczonej czterema
wysokimi drzewami i zacienionymi miejscami
pomiędzy nimi, gdzie ledwo
dostrzegalny rododendron
rozpoczynał proces zacieniania.

Swiatło porusza się na twoich wzruszających
się ramionach i na czterech wysokich drzewach:
ciemna leszczyna, miedziany buk,
dwa jawory chylące się do kościstej bieli
słońce najbardziej kocha.

To nie tylko drzewa, ale coś
jak dylematy psa z jego przypowieści;
to ta ciemność pomiędzy,
do której jak mnie, tak i ciebie ciągnie najbardziej.

Ale stoisz bez ruchu -
Patrząc jak cytrynki
pożywiają się na astrze, wchodzą głębiej
i znikają.

9 lut 2012

Przed siebie gnać

gnicie od środka
bezwolnie-bezwonnie-wielokolorowo
iść odważając się nie
gdzie muzyka gna na przełaj
a kłusem zacina deszcz
a miało być za mało
za mało miało być
i kończy mi się tusz
a okazało się że słono
a tu tylko siano w portfelu
zeszłorocznie wyłożone spod obrusu
wplecione w twarz pomiędzy zmarszczki
a kończyny są jak ulotne marzenie

a jakżeż to tak jakżeż no tak

5 lut 2012

Wiara

Czy obserwacja białych pliszek
rok po roku
trzymających się dat migracji
sprawiło że uwierzyłem w obietnice?

25 sty 2012

Poniesieni

Tchnienie nie skradzione,
lecz swobodnie oddane,
jako głębia mojego wydechu,
nim złapię twój oddech,
jest mierzone ponadczasowo
z precyzją dostosowaną
do intensywności twojego dotyku
skonstruowanego tylko dla mojej skóry;
statyczne iskrzenie
zapalnego tarcia,
magnetyczne przyciąganie
organicznej satysfakcji.

24 sty 2012

*

tak jakby dnia nam ubywa
kiedy ze śmiechu mego
puszczałaś w powietrze dmuchawce
co przysiadały na leszczynowej gałęzi
byłaś mi spełnieniem w niespełnieniu
owocem co spadł w wody serca mojego

jest pustynia
bo cię nie ma
są manowce
bo mnie nie ma

na odległość palców
błądzących po klawiaturze
nieśmiertelnie jak milczenie
zaszywamy się w odwecie wspomnień
by zobaczyć sens i spokój

jest dzień jałowy
taki zwykły
jest anioł pojaśniały
co magii dniom nadaje

Raz na jakiś czas

Zakradający się niepokój
na palcach po dwóch wargach
a jedna strona kupuje
co druga sprzedaje.

Zeszłoroczne fabrykacje
powodują pogłosy
wczorajszego echa
odbijającego się od ścian.

Gdyby tylko mogły wybrzmieć
a słowa wystarczyłyby za wszystko
czy sciszone tony wzrosłyby
a crescendo po szczytowaniu upadło?

Nie ma mostów nad luką
pomiędzy niewypałami synaps.
Drugi szkielet wykluczony
z budowy tych sal.

Nowoczesność

Co było
niewinnością,
jest teraz ignorancją.

Co było
miłością
nie ma teraz tajemnic.

Żaden dreszcz nie płynie
przez pożądanie.

Brak harmonii
pomiędzy schematem,
a doświadczeniem.

I żadne odkrycie
samostanowione
nie jest mądrzejsze niż było.

13 sty 2012

Blues laptopowy

Pewnej nocy moją dziew-czy-nę przyłapałem w in-ter-ne-cie
kli-ka-ją-cą się z niez-na-jo-mym kolesiem.
Ona mówi, że to nie zdra-da, w sie-ci czatować.
Ja myślę że to tak, jakby się z nim ca-ło-wać.

W in-ter-ne-cie kli-ka moja panna młoda,
Taka z niej ma-muś-ka lap-to-po-wa.
Chyba rozstanę się z nią.

Wróciłem do do-mu po pra-cy styrany
A ona na czacie i ten sam koleś zasrany.
Obudziłem się nad ra-nem, w pół do dru-giej chyba,
A ona znów na laptopie swoim coś przede mną skry-wa?!

W in-ter-ne-cie klika moja panna mło-da,
Taka z niej ma-muś-ka lap-to-po-wa.
Chyba rozstanę się z nią.

Chyba kupię lap-to-pa - zrobię to co ona,
Poznam pannę, co lubi czatować i jest ró-żo-wa!
Kiedy flirtujesz on-line, moja mówi że to nie zdra-da,
Gdy ja to zrobię, ciekawe czy jej się na-da!

W in-ter-ne-cie kli-ka moja młoda,
Taka z niej ma-muś-ka lap-to-po-wa.
Nie mogę się rozstać z nią.

10 sty 2012

Lekceważący

pędzę na rowerze
szybciej szybciej i jeszcze szybciej
wiatr wierzga we włosach
zaraz,
gdzie jest mój kask?

9 sty 2012

Powrót do domu

angielski zimowy deszcz
trochę przytłaczający
niszczymy co tworzymy
bo władamy niebiosami

tyle tu księzyców
dryfują zgubione skrzydła

każdy odcień smutku
zawiera się w jej oczach
łagodny, delikatny czy okrutny
czy nie możemy zmienić zdania?

7 sty 2012

Tylko kamień na kamieniu



Mój wewnętrzny dron obniżył się o oktawę, kiedy jednostka centralna przełączyła się w stan gotowości. Słyszałem jak Piotr zamyka na noc, rygiel na głównych drzwiach skrzypi wciskając się w zasuwę. Cisza wokół nas się zaostrzyła.
Spojrzałem na Mateusza. Jedna z jego rękawic była rozdarta, zapewne przez tę grubą kobietę, która nie chciała zdjąć biżuterii. Błyszczący metal jego palców połyskiwał przez rozdarcie. Piotr zauważy to dopiero jutro. Westchnie, potrząśnie swoją siwiejącą głową i wymieni rękawicę. Piotr. Jest dobry. Nigdy niczego nie przeoczył.

3 sty 2012

***

płytkość oddechu
rozkosz jest cielesna
dusza skrywa się w kąt
ostrze włóczni, dla mnie na własność?
całkiem odmienna historia, taka z metką
jedno serce przebite, drugie czeka na cios
nie, nigdy cię nie pocałowałem, powiedział,
a wszystko to dla ciebie
jak to jest że nie musisz być idealna żebym cię kochał?

2 sty 2012

Jak zyskać, kiedy miedź staje się nowym złotem

Nie mamy już przywódców, tylko władców, żyjących w innych krajach. Nie pytam dlaczego ręka mojego przyjaciela jest zabandażowana, co spalił, że tak śmierdzi, co leży zawinięte w bagażniku jego samochodu. Nie oglądam wiadomości, ale zeszłej nocy śniło mi się, że jestem Jezusem Chrystusem, a wiesz co jest najgorsze? Mój przyjaciel się na mnie wgapia. Kręci głową. Wiesz co to za presja? Raz nawalisz i co potem? Zaczynać jeszcze raz? Mój przyjaciel się śmieje. Ma obrzydliwe zęby. Długo byś nie wytrzymał, mówi mi. Masz kawę?

Pletę jakieś bzdury, smażę mu omlet, którego i tak nie zje. Chce skorzystać z mojego telefonu. Mówię, że mi odcięli. Wiem, że mi nie wierzy, ale nie naciska.

U drzwi mówi, że lepiej nie, że śmierdzi jak stado murzynów, że musi wziąć prysznic. I tak go uściskam. Sama skóra i kości i śmierdzi, ale wysoki na tyle, żeby oprzeć swoją brodę na mojej głowie. Nic nie mówi. Lekko uderzam głową w jego pierś. Kiedy puszcza uścisk, jego rękaw zaczepia się o moje okulary. Mówię poczekaj, czekaj i on czeka i uśmiecha sięi, że nie można zobaczyć jego zębów i daje mi się uwolnić.

Nasze potrzeby są jak dym w oddali. Jest ósma wieczorem, złomowiska jeszcze otwarte. Zastanawiam się ile płacą za miedź. Spóźnię się do pracy, ale wyczyszczę paterę. Nie chcę wracać do domu, do tych brudnych naczyń.

Wiosłując po Atlantyku

Stałem się
swoimi poduszkami powietrznymi, przyznając że
pewniej się złamię
niż zostanę złamany. Te słowa już
nie są
moje, ale są zemstą. I jestem
przyzwyczajony żeby siedzieć
na zewnątrz przygarbiony od skrywanych
uczuć, albo piętna nadanego mi przez
glebę. Kroki po linii prostej,
słoik. Deszcz i ślina stają się
kolejnym szmatławstwem.