24 lut 2011

***

jak przez okno
na podwórze
raz po raz do trzech razy sztuka
kapie z wysokości
niedookreślonej
licencja na sukces zawodowy
odarta z wszelkich wątpliwości

w słoiku pozostawionym bez opieki
zostały wszystkie złudne marzenia
bo co jest ważniejsze -
pismo czy mowa -
jest dziś nieistotne

dorośli wiernie kibicują

23 lut 2011

Światło w tunelu

odwracając się od światła w tunelu
stając się dorosłym
stając się sobą
serce z marmuru
dynamit w kopercie
co wybucha kiedy dochodzisz
chcąc gryźć a nie niszczyć
czuć ją pod sobą
zmieniającą się w światło w tunelu

Jedząc szkło

w gęstym sosie demokratycznie
połączonych przypraw
eutanazja podsmażana na patelni
ze sporym dodatkiem aborcji
czyli jajecznica z kurczakiem
ciągnie się zapachem
skumulowanym w polityce miłości
propagowanym przez znane osobistości w telewizji

rząd już zdecydował
w tym roku nie będzie podwyżek
a wyścigi samochodowe
na specjalne życzenie ośrodka dowodzenia
zostaną całkowicie zakazane
dziury pozostałe w kieszeniach
możesz wypchać przez okno
skumulowaną percepcją moralności

22 lut 2011

My mamy smak

nad oknem słońce załopotało
głód i wilczy apetyt
skurcza serce i ściska przełyk
nadciąga burza
wielkie słowa ocierają się o siebie
wytwarzając w jednym tchnieniu
błyskawiczne reakcje chemiczne
spoglądasz na reakcję łańcuchową
bo to idzie od palca do mózgu
jak nagły przypływ olśnienia
wyciągnięta dłoń z kromką chleba
bierz póki jeszcze możesz
póki nie cofnęło się morze
a chmura nie zakryła nieba

czyszczę organizm z toksyny
i przerzucam je na papier
opluwam je słodem
miąższem pomarańczy i sokiem z marchwi
a ty zaczynasz regenerację
odzyskujesz smak węch i słuch
płyną hektolitry dźwięków i słów
a ja dbam o twoje smakowe kubki
(L.)

20 lut 2011

Śnieżnie zimno

wnętrzności otwarte by brać
ręce szeroko by dawać
rozładowana bateria
w wannie na dnie
i rosnące myśli o
tobie w ramionach moich zamkniętej
i w nogach moich zamotanej
mokrej i ciepłej jeszcze
twardo na łonie
trzęsąc się i drgając
ale wyobraź sobie
nie z zimna
mimo że śnieżnie zimno

18 lut 2011

Zakopać

w głowie
cisza
pomiędzy ramionami
w dniach
szalony pociąg ku miłości
jestem kaskaderem
dawno zapomnianym przegranym
nigdy więcej
nie bać się przed obudzeniem się
nie bać się otworzyć oczu
być przerażonym iść spać
bo jutro
można się nie obudzić
i więcej nie bać się
przed obudzeniem się

17 lut 2011

Gdzie podziała się miłość?

umrzyj mnie raz a dobrze
na drugą stronę
przewróć jak koszulkę
wydłub dziurę w oku
zaszum jak drzewo
musisz mi uwierzyć
kiedy mówię że walczę ze śmiercią
białka w moich oczach mają
więcej cięć zawziętych w jedną ciszę
żadnej mapy nie mam
pokazującej gdzie jest ktoś
kogo kocham

16 lut 2011

Biografie

nieprzyzwoita wanna
na skaranie boskie
może zechcesz mi przypomnieć
kto rozpoczął tę historię
żeby nie pomylić szumu w głowie
może zechcesz na piechotę
w nasze miejsca ulubione
może uda się z powrotem
przecież my
nie mamy takich miejsc
niedokończony moment
zastały w przestrzeni
matematyka zależności gubi nas
a biografie nie są ciekawsze
od doświadczeń
(E.)

15 lut 2011

Powtarzaj

jak pociąg
stąd do tamtąd
zostaw melan
zostaw cholię
drażni serce
magia jest maleńka
z nią porównana
odtańcz mnie stąd daleko
kiedy bawisz się ja mam
garście fal mózgowych
w twoje sny obleczonych
zostaw melan
zostaw cholię
powtarzaj

Czasu było na wszystko

w drzwiach przytrzasłem sobie stopę,
co za szybko zamknąć chciałaś,
chwilę czekaj jeszcze, no, dwie,
muszę zastanowić się dogłębniej
nad semantyką w mojej głowie,
co tak swędzi, drąży, szczypie
i bez ciebie kochlić chce

i żeby czasu było na wszystko
w myślach nieuczesanych się zatapiam
na wezgłowiu moim uśmiech twój mając

w tył zwrot na każdym zakręcie,
co leciutko nami buja,
w takt silnika moich płuc,
z rykiem w krtani na wirażu,
o sto stopni osiemdziesiąt, bez trzymanki,
linia startu nie do zdarcia,
wciąż przed nami oczy gryzie.

i żeby czasu było na wszystko
w myślach nieuczesanych się zatapiam
na wezgłowiu moim uśmiech twój mając

z nóżki na nóżkę nieśmiało postępuję,
oniemiewam na myśl samą,
że ty we mnie się zatopisz,
na wezgłowiu sianko złożysz,
telewizor załączymy niech se cicho gra,
niech sąsiedzi w końcu wiedzą,
że to my, że ty, że ja

i żeby czasu było na wszystko
w myślach nieuczesanych się zatapiam
na wezgłowiu moim uśmiech twój mając

proszę cię, nadzieję miej,
uwierzymy w samych siebie,
jeszcze chwila, godzin siedem
i ubijmy ten interes złoty,
serca gasić nie potrzeba,
płonie niech leciutko z wiatrem,
niech się w końcu spłonie gąbka.

i żeby czasu było na wszystko
w myślach nieuczesanych się zatapiam
na wezgłowiu moim uśmiech twój mając
(E.)

Gra

taką grę mam
w takt wesołego i smutnego wiersza
kiedy wiersz wesoły usłyszysz
wystukaj sylaby nieparzyste
albo klaszcz
tak jak ja wcześniej
właśnie tak

co byś zrobiła
gdybym za rękę cię wziął
i ułożył na wezgłowiu
czy wydałbym ci się
całkowicie znajomy
chciałbym kiedyś
za rękę cię chwycić

13 lut 2011

Komórkę wybieraj z głową na karku (wersja druga)

W niewczas stawiając kropkę nad ypsilonem
przyszło mi tutkając w drzwi brodą opaść.
W kawę się wezmykam cynamonem, kardamonem,
gdzieś był żeś piórku roztrzepany,
strupku mój na wzgórku w łokciu,
nienapisane ukojenie niewyspane?

matka Polka na wezgłowiu
z dzieckiem w paczce
i papierosem w kołysce

W zpobliżu skacze tęczowa szesnastka,
z kwiatka na kwiatek sadzi kroczętami,
w tańcu szalonym, odarta z brylantyny umięśnionej,
w rosiczkę wpadła.
Nie odpisuj na ulotki,
flakiem z głowy dostań rykoszetem.

matka Polka na wezgłowiu
z dzieckiem w paczce
i papierosem w kołysce

Załamkałem się wnad tobie z głowy,
twoje imię wykichując na nowym nowej
zdziecięciale zaawansowanej, ztapecałej,
motorycznie muzycznej mieszaninie,
a piosenka śpi w do szycia maszynie.

matka Polka na wezgłowiu
z dzieckiem w paczce
i papierosem w kołysce

12 lut 2011

Poligamia alkoholowa zastosowana z samego rana nie służy wątrobie

pp p ppp pporwany
opiłki smug na lustrze
szszszszszszszszszumią szare komórki
prawem przestrzegam
w lewo pod górkę
o co cho cho cho

dzi

m m m mmmówiłem że tak będzie

11 lut 2011

pieśń na trzy paski

nie ma miłości -
nie ma nadziei -
sama zemsta -
sama przemoc -

głośna muza na słuchawkach
romantyczna
najlepiej polska bo tę rozumiem
telewizor chodzi ale go nie słyszę
bo leci muza
telefon dzwoni ale go nie słyszę
wiem że dzwoni bo światło mruga

piszę na ścianach o swoim bólu
i o tym że wiecznie byłem biedny
i że z zeta zrobiłem dwie zety

Komórkę wybieraj z głową na karku

skacze tęczowa szesnastka
z kwiatka na kwiatek
nie patrz na ulotki
w tańcu szalonym odarta
z brylantyny umięśnionej
wpadła w rosiczkę
flakiem z głowy
dostała rykoszetem
matka Polka
z dzieckiem w paczce
i papierosem w kołysce

Cynamon

mam howk w duszy
endorfinkę w sercu
kwiaty we włosach
i ciebie za rękę
przez drzwi się przeciskam
z rozpoczętym życiem
nie skończonym
kij w oko
kamień w żyły
ja
w zgłosce trüdnej wzburzona
sprzedam ją za krocie
oszalały umysł napełniony i spalony
taka wizja
już ma 14 wcielenie
trochę bardziej wdzięcznej niż
zjeść beczkę soli
zaprawić cynamonem
taka moja wola
w oczkach niebieskich kap kap
ci kapię na serce prosto

budzę się rano
widzę nie ten świat
gdzie
pachniałam pianką wella
nosiłam glany
i czekałam na ciebie
przez okno
(L.)

9 lut 2011

Wczas

Czas odmierzany, czy nie, i tak płynie swoim tempem, albo i nie płynie, nie mamy pewności, że płynie czy też nie, przecież czasu nikt tak naprawdę 
nie widział, 
nie możemy go dotknąć, 
a czego dotknąć się nie da tego nie ma, 
a zegarki wszelakie i kalendarze dają nam tylko 

złudną nadzieję 

na jego istnienie, 
który płynie jak krew w żyłach, której nie widzimy, póki się nie zranimy, i nie mamy pewności że ona tam jest, póki żyły nie przetniemy ruchem zaplanowanym bądź zupełnie chaotycznym, 

czyli wychodzi na to, iż zaprzeczam sam sobie, 
bo czas 

jest, 
ale go 
nie ma, 

trzeba rozciąć rzeczywistość żeby go zobaczyć, wtedy wyleje się całkowicie z organu go pompującego i płynąć przestanie gdy się wyczasowi, 
i na nic zegarki, których sekundniki dalej tykać będą, skoro czasu 
nie będzie, 
nie będzie go i nie upłynie, 
przeciąć rzeczywistość, mocnym, zdecydowanym ruchem, ruchem szybkim i płynnym, okleić taśmą wokoło z napisem: 

"czas właśnie płynąć przestaje, odmierz swoje ostatnie godziny, jeśli chcesz nabierz go do wiadra, kto wie, może kiedyś ci się przyda, może zestarzeć się zechcesz."

8 lut 2011

Upuściłaś

upuściłaś \\
swoją wolność
w porcelit
w \\ ramiona
moje

lekko
złapane w \\ motyle skrzydła
tańczące na wietrze
amorek | był pijany
za dużo
|brandy| oraz |piwo|

słuchaj mnie
tu *
==>
i _____

jesteś teraz
moja
we mnie istniejesz
wdychasz mnie
implodujesz ^

Poza w wierszu też istnieje.

Odebrałem sobie spokój. Gdzieś zniknął w szaleństwie szczęśliwości zgotowanym przez poza ja.
Tak to już bywa. Czasami człowiek nie szuka a znajduje.
I co z tego?
Nic.
Ciebie i tak to nie obchodzi.

A ja jestem idealistą. Mam swoje przekonania, w które wierzę z dziecięcą naiwnością. Mam swoje marzenia, które zostawiam w sferze marzeń, bo po co je wyciągać na światło dzienne, szczycić się nimi czy opowiadać jak jakieś brednie.

Nawidzę i jestem
To najważniejsze.

Nie wywnętrzam z siebie czegoś,
czego nigdy nie przeżyłem. Może poza śmiercią popełnioną w kilku szczeniackich wierszykach z liceum, których dziś sam zrozumieć nie potrafię.
A takim natchnionym poetą był dzieciak o pedalskim pseudonimie

Nicość.

Nicość, tym byłem i dalej jestem. I świadomy tego jestem w stu procentach, w przeciwieństwie co do niektórych tak zwanych poetów przez olbrzymie P na pół kartki. Ale napełniam się sobą, nie powielanymi anegdotami, nie ulicznym kiczem, nie bajeczkami dla dorosłych o tym jak ona go kocha a on o nią walczy i aż zrzygać się idzie. Tak samo jak na wymioty mnie bierze czytając poprawnie polityczne i grzeczne wierszydła kilku ostatnio poznanych grafomanów. Nie zdejmuję z siebie łachów w wierszu.
Po co.
Przecież mam zaliczone publiczne pokazanie dupska.
Nie wstydzę się powiedzieć KURWA, kiedy jest to potrzebne. Wydalanie mnie z pseudopoetyckiej grupy nie siadło na żołądku
Nie mam zgagi ani wzdęć.
Staram się pisać co czuję, w końcu to wiersz mnie określa a nie jeden z drugim natchniony mówiący, że piękne,
że serduszka mi trzaśnie pod wierszem,
a ta literka powinna być w kolejnej linijce,
a to słowo nie pasuje bo, jest za proste.
Dżizas, sam jesteś za prosty. Pisz swoje romansidła o rycerzach i elfach, pisz swoje pożalsięboże wiejskie przyśpiewki, ja staram się wyjść poza się, pisać nie o moim pokoju zasyfionym a o tym co dzieje się wokół mnie. Słowami prostymi i językiem zagmatwanym w którym, tak, sam się jeszcze gubię.
Mistrzem czyni nie praktyka a

-sypanie z siebie a nie z rękawa
,
-odpowiedni moment
i
-kupa kasy w kieszeni
.
Tego ostatniego mi brak.
Ja piszę gdzie mnie nogi poniosą. Piszę gdzie znajdzie się moja głowa. Nie trzymam się utartych w papierze pakunkowym przestarzałych form. Przetwarzam co świat wierszuje i wierszuję co świat przetwarza.
I mam gdzieś Szymborską za jej noblowskim kiczem trącące śmieszne historyjki o kocie w pustym mieszkaniu. Na miejscu kota bym się siedem razy rzucił pod tira, by na jego oponie świat zwiedzać.

I foch,.

7 lut 2011

Który duszę moją niespokojną

jadę
potem staję
i leżę na ręcznym hamulcu
w myśli cię zamykam
taką jaką znam od zawsze
staram się jak mogę
by krzyku narobić pokłady nieskończone
który duszę moją niespokojną
w twoją głowę pompuję
sączy się pomiędzy komórkami ciała
przenikając na wskroś każdy skrawek twojej
głebi nieprzesyconej jeszcze mną

budzę się co noc
o czwartej czterdzieści dwa
i zlany potem zastanawiam się
kiedy przyjdzie ten moment
który wypchnie mnie na bocznicę
z której się tu znalazłem
(P.)

6 lut 2011

Użycz mi twoich słów

w przyjemnym tonie głosu
nie rozumiem jaki cel
twojego karmienia wierszy poetami
gdyż wiersz
będąc życiem przepełniony
dziełem sztuki 
w zaciszu naszej szuflady
staje się pustym frazesem
gdy oczytany przez p-oetów
zostaje zalubiany i zaochany

użycz mi słów
które nic mi nie mówią
na nic zda się semantyka
choćby nie wiem jak
poukładana w poskręcana
w życiu tym prawdziwym
znaleźć sposób
by powiedzieć wszystko
nic nie mówiąc

Które piję w noc lutową

odważnie i z przytupem
na powiece mi usiadłaś
białą stopą swoich myśli
łzy tamujesz choć się cisną
na wyżyny krótkich chwil
gdy zaszczycam cię
duszy pieśnią swej
do ciebie krzyczę tutaj w głos
osadzam w tobie moje dni
w kubku kawy nazbyt czarnym
zatopiłaś swoje sny
które piję w noc lutową
sycę nimi żyły swe
a krwi prędkość zatrzymuje
w tej magicznej bezczelności
a wszystkie te chwile
uderzą na nas od serca
całkiem już bez rozgrzeszenia
(P.)

Poecie nie wypada ufać

czuję jak kształtuje się
mój kręgosłup
moralny tylko dla zasady
połączenia w mózgu mam
trzeszczą mi szare komórki
mam swój plan
rewolucję czwartego świata
być nie sam bo w końcu
i palców po pięć w dłoniach obu
poukładać co się da
twoje oczy wpleść we wrzosy
księżyc słońcem zaćmić
aniołowi skrzydła rozwinąć
bo tylko na tyle mnie stać
a poecie nie wypada powierzać swoich myśli
powtarzała ci to twoja matka

i wiem że za każdym razem
gdy przeze mnie płaczesz
umiera anioł z nieboskłonów spadając

5 lut 2011

Który wbuchł się we mnie

w bilet na tramwaj modlę się
niech do odczuć zabierze twoich mnie
w mojej skąpanych brudno podartej duszy
odbijają się od moich przeczuć
gdy z kaligraficzną dokładnością
piszę cię na nowo
odbieram w oczy twoje słowa
przeze mnie rzucone
wrastam mchem delikatności
poprzez poszycie z własnego jestestwa
w twoje niezaspokojone skóry
uwaga jedzie tramwaj
trzęsą się kamieniczne fundamenty
krew pulsuje nieznanym mi dotąd
nadmiarem testosteronu który 
wbuchł się we mnie tracąc mi czas
(P.)

4 lut 2011

Które zamknięte w pół uśmiechu

wieczorność w wietrze wezbrana
wzmaga wieczność wplecioną
we włosy zaklęte
z kunsztem słów zawartych
w ciszy po omacku lecz na jawie
ociera się o granice pojmowania
poprzez u aż po e
zdanie po paragrafie w głoskach zamknięte
pytasz powoli artykułując
jak róża cała w pąsach
deszczowej codzienności
wietrznym wezbranej zaklęciem

słód z nektaru wyciśniętego
z ziaren snu skapuje
sekunda po sekundzie
na twoje usta które
zamknięte w pół uśmiechu
wykrzykują niemoc namaszczoną
w namiastce nieba
(P.)

Dech zaparty

nocami włóczę się
za trupa przebrany
szperam w zakamarkach
niecodziennych spojrzeń
ochłapy wygrzebując z radości
rzucam wiatrem wciąż z daleka
w ciebie w twoje sny
mgły tańczące ci posyłam
morzem tak a może nie
usłyszysz mego wołania
bo choć tak daleko
blisko jestem bliżej wciąż

może tak się tylko zdaje
wiatr w przestrzeni ziębnie wciąż
a morze szumi
szumi bez wytchnienia
miast ja tobie
zapiera ono mi dech

3 lut 2011

Które tłumnie łączą

nie pamiętam
kiedy mgła obnażająca 
prawdziwe i niewytłumaczalne zaprzeczenia
które tłumnie łączą
ludzkie półkule mózgowe
uwięziły mnie w pajęczej nici
tego który sięga umysłów szaleńców
kontrolując i kłębiąc
konfetti naszych umysłów

poranek

z rana tak to człowiekowi zimno
zwłaszcza w plecy
cholerna dusza tamtędy umyśliła sobie
wślizgiwać się pomiędzy
żebra, krwie i śledziony

z rana tak to człowiekowi zimno
choć mówią że nowy dzień
trzeba zacząć z grubej rury
czarna kawa i śniadanko
słowa z radia spiker cedzi

a ja zgłaszam ostry sprzeciw
najchętniej zostałbym w wyrze
out of order jestem
mam w dupie poranki

Którym zatkałaś mi serce

skrzydła obcięte
murem stanęły mi w gardle
zamiast wzlecieć
tupią nóżką prawą zarówno jak i lewą
jak dziewczynka mała której ktoś zabawki zabrał
jednym poetą
zatkałaś mi serce
szczelnie tak że nic nie płynęło
a potem limfa wybuchła
i nie ma już tej tęsknoty
kiedy to kochać nie mogę
pustka mi w głowie
i myśli tysiące we włosach
z tropu mnie zbiłaś
z tronu strąciłaś
i nowe oblicze we mnie włożyłaś
popełniać banałów już nie chcę
podetnij mi skrzydła raz jeszcze
boli tak cudnie
bylebyś mi tu nie oniemiała
i pod chmurami nie odeszła
(P.)

Która stoi wyraźnie napisana

tabliczka na moim czole
stoi wyraźnie napisana

nie uganiać się za wierszem
za rymem ulotnym zgubnym
stekiem bzdur kłamliwych gestów
papki szantażu emocjonalnego
tęgich zakłamań przy stole
i mojej w tym skromnej osoby
która wylewnie z siebie rozlewa
na wszystkie zeszytu strony
zamknięte od Wu do Zet majaki
upojenia urojone ujarane me wspomnienia
przywidziane gesty ruchy
twoje słowa powiedziane
w mojej głowie

trzeba być analfabetą
żeby ten przeoczyć
albo szaleńcem
ode mnie bardziej doświadczonym
z dwoja złego trzecie wybiorę
i chyba na spacer cię zabiorę
(P.)

2 lut 2011

Który stawiałby wykrzyknik

chowam się gdzie wiatr
nie prułby powietrza zaksztuszoną kawą
a twoimi słowami
mąciłby mi w głowie
który stawiałby wykrzyknik
na końcu mojego zdania

struny głosowe
odzwyczaiły się
od takiego natężenia myśli
w mieśniu sercowym

(P.)

W którym mnie zamknęłaś

jedno krótkie zdanie
wyrwało mnie w rzeczywistość
gdzie nie pachnie metafizyką oddechu
a twoje oczy nie mienią się
setkami uderzeń serca
sparagrafowanych w jedną
tak zwaną całość ciebie
którą udało mi się spotkać
gdy miałem już wychodzić
nawet czapki nie zdjąłem
tylko w błocie moich butów
umazałem swoje wyrafinowane spojrzenia

szkoda że telefon zadzwonił
i wylał z siebie głos zajmujący
twoją w tamtym
-tu i teraz-
przestrzeń i zakres działania

mówiłaś wczoraj
aż za czarna kawa w twoim kubku
w którym mnie zamknęłaś
smakuje dobrze i wciąga
piekącymi policzkami od wirującego świata

przyjdą dni kiedy i ona stać będzie
tak jak ją zalałaś
i kurzem obrośnie
a świat znów stanie się
tym samym co zawsze był światem

(P.)

spadłem z krzesła

ten zwykły we mnie
z utęsknieniem
kiedy nie mówisz do mnie
strzepuje z ust słowa moje
niech nie zaprzątują głowy
miejsce sobie robi
nie czyści i nie sprząta
artystyczny nieład mieć
ściany mi froteruje
podłogi maluje
i żarówki powykręca
niech się nie świeci
niech nie błyszczy
cycuś glancuś tak nijako
lepiej kiedy trąci trochę
słowem co go lepiej nie słuchać
wiadomo że mieszkam
że nie pomyliłaś się
niech osiądą na tym kurzu moim
słowa twoje tak ciekawe
że w tej całej fascynacji
mało co nie spadłem z krzesła

(P.)

które mi przyniosłaś

nazbyt się poczułem
może zbyt przesadnie
wyświechtane włosy
przepaliłem z dymem
nowe myśli na głowie zasadzone
z ziaren które mi przyniosłaś
rosną do potęgi n-tej

byle by korzeni
wgłąb nie zapuściły
od wulkanu uczuć
niech z dala lepiej trzymają się


(P.)

1 lut 2011

Układanka

moją kokainą
jak narkotyk pochłaniam
ciągle więcej i
twojego ciała chcę
krągłości wspaniałe

tekstura gładka
więcej od życia chcieć
miłość jest słowem
tym samym od lat
morfiną dla chorych
myśli rozrzucone

w tęsknocie kochać nie umiem

Tęsknota

daję się ponieść wyczuciu
udręka
stająca na sztorc
w przełyku
nie mało widziała

o świcie
budzimy się
w wagonie
wśród zielonych gazet
zastygłe opiłki krwi
na twym policzku

miłość

teoria zawiła
zabije sumienie
i wyssa duszę
zabraknie miejsca dla ciebie

agora

jesteś paparazzi z obiektywem w palcach
agora wydarzeń zwykłych
zaprzątnęła twoją burzę
nie uprawiasz mnie samotnie jak kiedyś
pstrykasz wciąż gwałtowniej
kochasz z całym światem
blokadę na moje ciało założyłeś

wyloguj mnie choćby na krótką chwilę
rozsyp się na mojej ścianie
chcę być z tobą offline dziś
na wyłączność status twój mieć
i szeptami adnotować twoje słowa
kliknij mnie przekrwionym palcem