11 cze 2012

Życie w lodówce



Wiem, że ma czym zająć czas. Jest słoik z pędzlami w kącie, płótna powieszone do wyschnięcia. Zapach farby unosi się w powietrzu, terpentyna; nosi na sobie ten zapach i pasuje do niej jak ulał. Zmęczone oczy. Możliwe, że płakała. Kto by ją winił, gdyby tak było? Prace, które wykonała, nie osiągną artystycznej aprobaty. Kogo obchodzi, czy jeszcze żyje? 
Koniec z myślami samobójczymi.

Przejście do butelki z wodą, długi, orzeźwiający łyk kobiety ubranej na szaro, w białych podkolanówkach. Jej dłonie i stopy wiecznie zimne, wręcz do arktycznej precyzji. Całuję ją w policzek, chwytam jej dłoń. Nie rozmawiamy. Uspakajamy się, jak oswojone zwierzęta, wtulające się w siebie nawzajem. Upływ czasu był dla niej łaskawy, ja z kolei noszę na sobie jego znamiona. Kogo to obchodzi? Żyliśmy tak długo. Byli kochankowie; ciągle zakochani, ciągle o tych samych sercach. Jak alter ega Romeo i Julii.
Kiedy mówię, słowa wychodzą ze mnie jak poufny szept.
- Co u ciebie? Potrzebujesz czegoś? Chcesz porozmawiać? Wszystko w porządku?
Może przytaknie, albo potrząśnie głową, włosy spuszczone w dół, czarujący widok. Może w ogóle nie dać mi odpowiedzi, a ja nie naciskam. Trzymam jej dłoń w swojej, żałując upływ czasu, kiedy pozwalam ciszy zbyt długo trwać.
Odpowiada lekkim uśmiechem:
- Pamiętasz?
A ja udaję, że pamiętam, choć niektóre wspomnienia są chwilami, w których nie odgrywałem żadnej roli. Wsłuchuję się w zamierające echo, kiedy prawdopodobieństwo pojawienia się kolejnego z nich jest coraz większe, ale nie naciskam.
W jej domu, stawia czajnik z wodą na mate, usadawiamy się w największym słońcu, rozkoszując się nim jak ospałe koty. Proponuje mi brzoskwinię, obierając ją ze skórki. Ślady na jeszcze spuchniętych nadgarstkach zanikają, kiedy z prawdziwą wprawą oddziela owoc od pestki, wkładając ją sobie pod giętki język.
- Powiedz mi sekret. Zakosztuję każdej prawdy, gorzkiej czy słodkiej.
Już widziałem ten pyszny uśmiech, zawierający w sobie krztę szaleństwa. Teraz swawolnie, odkłada nóż i pestkę, wgryzając się w brzoskwinię, wysysając z niej wszystkie soki, w taki sam sposób, jak kiedyś wzmagała pożądanie kochanków.
- Wróciłeś - powtarza, jakby to było nieoczekiwane poświęcenie z mojej strony. - Powiedz mi coś zaskakującego, coś czego jeszcze nie słyszałam.
Uśmiecha się, a ja wertuję wydarzenia w mojej głowie, starając się znaleźć coś, co będzie zaskakujące. Po chwili jednak, już nie czeka i nie słucha, skrycie uśmiechając się do jakiegoś fragmentu wspomnienia.
- Nie wychodzę już. Niewiele widzę.
Mówi mi to, jakbym nie wiedział, ale wiem, pozwalam jej mówić ujęty jej uśmiechem. A kiedy przysuwa fotel do mnie, zniża głos, jej trzęsące się kolano dotyka mojego. Pozostaje chłodna, tak bardzo chłodna, że aż i mną wzdryga dreszcz.
- Kto to był? - pyta, jakbym znał odpowiedzi na jej pytania.
Opowiadała o nieznanym życiu. Przykładam palec do ust. Niektóre sekrety nigdy nie poznają światła dziennego, a od nas zależy z kim dzielimy nasze intymności.
- Tylko ty to możesz wiedzieć.
- Nigdy nie pokocham innego. - deklaruje po kilku sekundach ciszy.
- Pokochasz.
W zadumie unosi się w górę.
- Wiesz o czymś, o czym ja nie wiem?
- Nie. - uśmiecham się pobłażliwie, wkładając jej zmarzniętą dłoń w moje. - Nie puszczę cię.
Patrzy po pokoju, badając ciemne zakamarki umysłu.
- Jest całe litanie... wymówek. - nalega.
- Więc nigdy nie pozwól by wilki i węże cię dostały - powarkuję i syczę.
Wydaje się jej to bardzo podobać. Rozbudziło się w niej dziecko. Kobieta w niej uśpiona się uśmiecha. Intensywne światło bije z wewnątrz, wydostając się na zewnątrz. Chcę ją objąć. Tak łatwo byłoby odkryć prawdę.
- Dlaczego nie mogę po prostu kochać ciebie? - pyta się w tym samym rytmie i tonie.
Przełykam ślinę, hamuję łzy.
- Tak miało być...
Mój głos brzmi nieszczęśliwie. Już żałuję, że powiedziałem to zbyt pochopnie. Mogłem skłamać. Zamyka oczy, wygrzewając się na słońcu.
A w słońcu świat może czekać. Świat pozostaje niezmieniony, tylko z miłymi wspomnieniami, wypełniającymi luki pełne okrutnego bólu. Nikt nas nie widzi. Nikt nie mąci spokoju. Jesteśmy tu zupełnie sami, trzymając dłonie, lgnąc do siebie.
Przy zdrowych zmysłach, czy ona jest zdrowa? Czy ja jestem zdrowy? Czym jest obłęd?
Never lose that touch, słyszę jak śpiewa Priscilla Ahn. Te słowa skupiają się wokół nas, jak splatające się fale energii. Uśmiecham się.
- Wyglądasz jakbyś się upalił, przestań. - mówi do mnie.
Przytakuję. Nie chcę mówić, czy musieć wyjaśniać. Nie chcę przyznawać się do moich porażek, czy niepotrzebnie tracić energię, kiedy moje serce tak bardzo ciągnie do niej. Nigdy przedtem nie wiedziałem jak doprowadzić się do takiego stanu. Dlaczego? Czuję się oszukany przez czas. Oszukany przez wiedzę, że komunikowanie się polega tylko i wyłącznie na słowach.
Zamknęła oczy. Mam nadzieję, że będzie miała piękne sny. A kiedy bardziej ściskam jej dłoń, otwiera oczy i wpatruje się we mnie.
- Już dobrze. - uśmiecha się. - Wszystko jest tak, jak to sobie wymarzyłam. Nie musisz się smucić.
Ale ja się smucę. Płacząc, czuję się dziwnie samotny. Nawet Priscilla zniknęła.
- Tam coś jest.
- Nie. - mówi
Nie, które rozbrzmiewa pustym echem.

1 komentarz:

  1. rozbroiłeś mnie. nie mogę przestać płakać. cudowne opowiadanie, takie realne obrazy mojej głowie zbudowało. jesteś moim Mistrzem!

    K.

    OdpowiedzUsuń