3 cze 2012

Historia o miłości


Wszystko co do tej pory powiedziałem, było kłamstwem.
Wiem, że to prawda, bo kiedy mówiłem jakiejś kobiecie, że kocham, tak na prawdę nie kochałem, a cokolwiek dawałem, było źle ukierunkowanym czasem i energią.
Zobaczyłem ją i od razu się zakochałem. W jednej chwili. Przyciąganie było tak mocne, fascynujące i nieposkromione.
Powiesz, że jestem dziwny, bo tak to może wyglądać. Współcześni ludzie po prostu się nie zakochują bez pamięci. Nie ma takiej możliwości.

Była ubrana cała na czarno, wzór cnót i pożądania, mocno opatulona przed zimnem. Jej twarz blada, drobna, nos skulony z zimna. Ciemne włosy nieśmiało wychylające się spod czapki. Nie mówiliśmy nic, jak mógłbym cokolwiek powiedzieć, opanowany przez strach i emocje, ale świadomie rejestrowałem ją w sercu. Idealna.
Zakochałem się. Cóż innego może zrobić dorosły człowiek, jeśli nie podążać za swoim sercem?
Wyprowadzała psa, a ja szedłem za nią, trzymając odpowiedni dystans, tak żeby jej nie zgubić. Cały czas ćwiczyłem początek rozmowy, ale cokolwiek wymyśliłem, wydawało się nieadekwatne i wiedziałem, że coś zrobię nie tak. Tak bardzo zależny od tej odpowiedniej linijki, odpowiedniego tonu, odpowiedniego podejścia.
Śnieg zaczął padać, kiedy mroczny dzień pogłębił się w wieczór. Mimo tego, szła powoli, spacerowym krokiem, tak że pies prawie ją prowadził. Przez chwilę pomyślałem, że oczekuje mojego ruchu, ale nie dawała żadnego znaku. Wydawała się być całkowicie nieświadoma mojej obecności. Idąc tak za nią, dryfując w jej ślad, moje serce ciągnęło mnie do niej, moja głowa w zawrocie od zwykłego przypływu silnej woli trzymającej mnie w bezpiecznym dystansie i pulsowanie w krtani.
Zaschło mi w gardle, usta spierzchły. Nie wiem dlaczego tak długo zwlekałem, ale zwlekałem, z silnym pragnieniem, by zawołać. Czułem się znów jak nastolatek, niezdecydowany, wystraszony. Przerażony myślą, że może skręcić w jakąś uliczkę i zniknąć na zawsze z mojego życia. I tak też się stało, w mgnieniu oka zniknęła. Poczułem się kompletnie zdewastowany, biegnąc w kierunku niknącego punkciku, jakby była wymysłem mojej wyobraźni, ale wiedziałem, że jest inaczej. Winiłem sam siebie za to, że się nie odezwałem.
Musiała wejść do jednego z trzech domów na drodze, a ja stałem przed nimi jak głupiec, mając nadzieję na jakikolwiek w nich ruch, czy wskazówkę, która powiedziałaby mi, do których drzwi mam podejść. Stałem tak na ulicy, otoczony spadającym śniegiem, który osadzał się na moich ramionach, znajdywał drogę do moich nozdrzy i oczu. Serce utkwiło mi w przełyku, nogo bolały od wysiłku który stawiały mojemu pożądaniu by biec i pukać od drzwi do drzwi. Jakaż to ironia, to jak test na odwagę, który właśnie oblałem.
Domy pozostały niewzruszone, bez żadnego śladu życia, okna zamaskowane zasłonami i byłem wręcz pewien, że nie zobaczę żadnego więcej ruchu w tak zimny wieczór jak ten. Już teraz trząsłem się ze strachu i świadomości, trząsłem się do samych spodów moich butów, i trzęsąc się, wydałem z siebie jakby lament. Taki, jaki wydaje z siebie zranione zwierzę, by poinformować członków swojego stada, że cierpi, i w tym właśnie momencie jedne z drzwi otworzyły się, ukazując tę kobietę, moją wizję idealnej miłości, pod ramię z inną kobietą. Pocałowały się, głęboko, namiętnie, w usta.
Poczułem uderzenie za uderzeniem w mojej klatce piersiowej, wiedząc że straciłem ją, zanim się poznaliśmy, zanim mogłem ją posiąść. Poczułem się kompletnie wycieńczony, rzucając się na płot, strzepując śnieg, który nagromadził się na moim karku i ramionach. Syknąłem, kiedy spadł mi za kołnierz, co sprawiło, że kobiety popatrzyły się na mnie, ale nie mogłem zdobyć się na odwzajemnienie spojrzenia, otrzepując się z przekleństwa. Wtedy towarzyszka mojej ukochanej wsiadła do samochodu i z "Do później", odjechała. W tym momencie moja piękność zamknęła drzwi i znów byłem sam na zewnątrz, czując jak zimno obgryza moje kości. Do domu poszedłem mądrzejszy.
Czy na początku wspomniałem, że wszystko co powiedziałem, to kłamstwo? Na pewno część z tego było kłamstwem, ale życie oferuje nam niezliczone możliwości skorygowania naszych opinii i uczenia się na błędach. Na dziś mam zadanie domowe, w którym, póki nie znajdę cholernego rozwiązania, towarzyszyć mi będzie butelka Jacka Danielsa.

1 komentarz:

  1. A tak romantycznie się zapowiadało! Świetne wybicie z marzeń w zimną rzeczywistość! :)

    K.

    OdpowiedzUsuń