26 maj 2011

Szklany klosz


Szklany klosz


- Chciałabym być tak spontaniczna jak ty - powiedziała do mnie. Powiedziała to z lekkim uśmieszkiem, który niósł w sobie ironię. Znaczył tyle co: dzieciak z ciebie. Postradałeś zmysły.
Siedzieliśmy w kawiarence z widokiem na morze. Zaproponowałem jej, żeby dzisiaj pójść na molo i przespać się pod gołym niebem, zamiast tkwić w hotelowym pokoju.
- Zbyt twardo stąpasz po ziemi, tak twardo, że już zapomniałaś jak się chodzi - odpowiedziałem odpalając papierosa. - Daj się skusić, zakosztuj życia, tak dla odmiany.
- Michał, czy nie rozumiesz, że twojej wolności i twojego ja nie da się oddzielić od norm społecznych? - zapytała, kładąc filiżankę kawy na stoliku pomiędzy nami. - Nie możesz tak po prostu chodzić sobie i myśleć że jakiekolwiek granice społeczne, kulturalne czy moralne ciebie nie dotyczą, muszę cię zasmucić - dotyczą! Myślisz, że jesteś ponad tym wszystkim? Nie jesteś. Nikt nie jest.

To były nasze ostatnie słowa. Wypiliśmy kawę w milczeniu. Następnie poczłapaliśmy do hotelu, wciąż w milczeniu, nie oglądając się na siebie. W pokoju spakowałem się.
- Kocham cię, ale nienawidzę tego, jaki jesteś - powiedziała, kiedy zapiąłem zatrzaski plecaka. Włożyła sobie w uszy słuchawki. Słuchając przytłumionych dźwięków Tramwaj So Far Skalpla, byłem prawie pewien, że już nigdy jej nie zobaczę.


Tej nocy opuściłem Sopot, a wraz z nim Paulinę. Nie wyjechałem w przekonaniu, że wolałbym być sam, niż związany z kimś, kto nie docenia darów losu, tej wolności dokonywania wyborów pomiędzy snem w ciepłym hotelowym łóżku, a zimnym molo. Wyjechałem ugięty pod ciężarem zbyt wielu słów przeze mnie wypowiedzianych i moich, chyba zbyt wygórowanych, wymagań.
Przechodziłem przez dworce kolejowe, wsiadałem w pociągi, na mojej drodze pomiędzy kolejnymi dwoma miastami przyglądałem się ludziom wokoło mnie, przeciskającymi się do wagonów jak trzoda na ubój. Nikt nawet nie przyglądał się ani nie patrzył na nic przez zbyt długo, błyskawiczne spojrzenia, broń boże jakakolwiek rozmowa. Nikt nie zaprzątał nikomu czasu, ani przestrzeni do oddychania. W piramidzie społeczeństwa, byliśmy wszyscy sezonowymi podróżnikami. Znaliśmy zasady: jak kupić bilet, jak stać w niebotycznie długich kolejkach, jak na platformie peronowej zając najbardziej strategiczne miejsce, by w wyścigu do drzwi wagonu zdobyć je jako pierwszy. W przedziałach siedzieliśmy cicho, zatopieni w książkach, magazynach, odtwarzaczach mp3, gazetach, oknach. Czasami, ktoś nie znający się na zasadach podróży trajkotał ze swoim współtowarzyszem podróży, wprawiając w zakłopotanie i zaciekawienie resztę podróżników. Większość jednak zna zasady i trzyma się nich przez całą podróż. Poprawność polityczna wdarła się nawet, albo raczej przede wszystkim, w środki transportu publicznego.
Zawsze największy problem sprawiała chęć wyjścia z przedziału, zwłaszcza na dłuższych trasach. Problemu nie mieli ci, którzy zajmowali strategiczne, acz najmniej dogodne na dłuższą metę, miejsca tuż przy drzwiach, wystarczyło wstać, otworzyć drzwi i po prostu wyjść, nie zawadzając nikomu. Najgorzej mieli ci, którzy uwielbiają podróżować wtopieni w okno. Dla nich wyjście choćby do ubikacji, czy na papierosa, było prawdziwym wyzwaniem. Cały ten taniec pomiędzy nogami, bo ten śpi, tamta się prostuje, a jeszcze inny założył nogę na nogę i ani mu się widzi jej kłaść na podłogę. Trzeba się zdrowo natrudzić i spalić sporo kalorii, żeby wyjść na siusiu.


W Gnieźnie, podczas dłuższego postoju pociągu, związanego z podmianą lokomotywy, postanowiłem przejść się do Warsa na kawę. Usiadłem przy mało wygodnym stoliku i zacząłem czytać książkę. Kilka minut później, zostałem wybity z mojego zamyślenia przez uczucie bycia obserwowanym. Przyglądała mi się mała dziewczynka, siedmio, może ośmioletnia, stojąca w drzwiach wagonu. Zamknąłem książkę i uśmiechnąłem się do niej.
Podeszła do mnie, miała rozczochrane włosy i wielkie zielone oczy, oraz wielkiego pluszowego kota, którego mocno ściskała w swoich ramionach.
- Co czytasz? - zapytała.
- „Szklany klosz” - odpowiedziałem.
- O czym to jest?
„Szklany klosz” Sylvii Plath jest o młodej kobiecie, borykającej się z pierwszym rokiem studiów w Smith College oraz jej próba samobójcza, mająca wtedy miejsce - jak to wyjaśnić dziecku?
- To jest o... to jest o podróży dziewczyny, która miała problemy z określeniem kim jest. - odpowiedziałem.
- Który rozdział teraz czytasz?
- Szósty.
- Co ona teraz robi?
- Esther, tak się nazywa, jest modelką w Nowym Jorku i mimo że zaprzyjaźniła się z innymi dziewczynami, czuje się samotna.
- To smutne, - powiedziała dziewczynka - Ja nie jestem samotna, jestem z moją mamusią.
W tym momencie jej mama zmaterializowała się, niosąc termos, zapewne z herbatą.
- Asiu! - zawołała, widocznie zaniepokojona, że jej córka rozmawia z obcym.
Asia wstała z siedziska, na którym się wymościła w trakcie rozmowy ze mną i pobiegła do mamy, ale w połowie drogi pomiędzy mną a mamą, zatrzymała się i odwróciła do mnie.
- Asiu!
Dziewczynka powoli podeszła do mnie i dała mi swojego pluszaka.
- Nie bądź samotny, dobrze? - powiedziała. - Porozmawiaj z kotem.
W oceanie ludzi, którzy wiedzą gdzie byli i gdzie zmierzają, którzy mają zaplanowane całe swoje życie co do sekundy, ludzi, którzy nikomu nie wadzą i wymagają od innych tego samego rodzaju uprzejmości, ta mała dziewczynka podarowała nieznajomemu swojego pluszowego kota.
Nigdy nie wierzyłem, że dzieci rodzą się czyste, w normalnym rozumieniu tego słowa, ale wierzę, że rodzą się wolne od jakichkolwiek konwenansów i norm, które narzucamy na siebie później, jako społeczność - i zapewne dzięki temu dzieci są czyste. Albo może lepiej powiedzieć wolne. Dziecko nie zawahałoby się zabrać śpiwór pod pachę i spać pod gołym niebem.
Od tej podróży, kiedykolwiek ktoś mnie zapytał kim chciałbym w życiu być, odpowiadałem: Chcę być dzieckiem.
Więc jeśli kiedykolwiek będziesz się zastanawiać, dlaczego tak bardzo dzielę się całym sobą ze światem, od świętości po zwykłe ja, odpowiem, że myślę iż każdy powinien używać tej możliwości do bycia kim się jest i co się ma i cieszyć się z tego w każdym calu. Żyjemy w społeczeństwie pełnym norm mówiących czym możemy się dzielić, a czym nie, co możemy robić a czego nie, ale, jak kiedyś powiedział Einstein: Jeśli fakty nie potwierdzają teorii, zmień fakty. To chcę robić - chcę zmieniać fakty.
Twoje marzenia są piękne, twoje przekonania mocne. Może chcesz spać na molo albo całować się jak w bajce pod każdym łukiem triumfalnym świata. Może marzysz o nurkowaniu przy wraku statku, albo o rzuceniu swojej posady i otwarciu własnego biznesu.
Wszyscy powiedzą, że jesteś szalony. Powiedzą: Chciałbym być tak spontaniczny jak ty i że powinieneś dorosnąć. Nie na tym polega życie - są normy, zdajesz sobie z tego sprawę? Różne rzeczy wykonuje się w konkretny dla nich sposób. Nie rozmawia się z obcymi w pociągu. Byle tylko jakoś szybko zleciał czas, wsiadasz do wagonu, szukasz przedziału, siedzisz w ciszy i wychodzisz. Idziesz do pracy, tyrasz jak wół, wracasz do domu, przebierasz się, idziesz na jakieś wydarzenie, oglądasz ciągle to samo, spotykasz się ze znajomymi, odpowiadasz na wciąż te same pytania, wracasz do domu, oglądasz durne programy w telewizji i tak w kółko. Miły, poprawny, wydajny. To jest życie, prawda? Potem się starzejesz, może pograsz w golfa, a potem umierasz.


CDN................

2 komentarze:

  1. końcówkę trochę zawaliłeś, ale całość... dużo lepszy jesteś w prozie niż w poezji ;) ale, nie można być dobrym we wszystkim, prawda? czekam na więcej takich opowiadań!
    /KJ

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki, nie piszę poezji żeby być w tym dobrym, nie jestem zawodowym poetą, ani nie traktuję pisania jako musu i zawodu. popełniam poezję bardziej dla siebie, niż żeby nią zasłynąć. w dodatku... w poezji nie można być dzisiaj dobrym ani złym. poezja jest martwa.
    zapraszam na bloga do Anny Czyrskiej (link na górze mojego bloga), poczytaj sobie trochę krytyki poezji, jeśli jesteś zainteresowany/na tematem anonimie.

    OdpowiedzUsuń