6 lis 2010

Bartek, 25, broda, plama, lustro

Mniej jest mnie coraz. Maleję oczach. I to nie dlatego, że mało jem. Jem tak jak zwykle, ruszam się tyle co zawsze, czyli niewiele. Ale mniej jest mnie coraz. Skąd taki stan rzeczy, zastanawiam się każdego dnia, kiedy o poranku patrzę w zaspane lustro. Przeciągam swoje myśli przez porysowaną taflę i sadzam je we włosach. I mniej mnie jest coraz. Nawet broda nie golona od kilku dni zdaje się być jakby dłuższa. Włosy nie chowają się już tak głęboko w połacie mojej skóry. Sięgam dłonią do swojego ciała. Przeprowadzam kontrolę wszystkich tkanek. Gładzę włosy na swoim brzuchu i klatce piersiowej. Mniej jest mnie coraz.
Rubensowskie kształty już nie kalą lustra tak dosadnie jak kiedyś. Kiedyś powiedziałbym: jaka szkoda. Jaka szkoda, że lustro stało się dla mnie za duże. Dziś nie mam na to ochoty. Jakoś, stało się to normalne, najnormalniejsze w świecie. Mniej jest mnie coraz. Zastanawiam się, czy kiedy jeszcze poczekam tak chwilkę, albo dwie, nie robiąc sobie z tego nic, to czy w końcu zniknę całkowicie. Czy zostanie tylko to zarysowanie na lustrze, a może plama, której domyć się nie mogę, czy może będę wciąż widoczny w tej prawie Gładkiej tafli szkła powleczonego srebrem albo jakimś innym metalem, nie wiem. Kiedyś miałem ochotę rozwalić to lustro, które, choć się w nie szczególnie nie wpatrywałem, ot, czasami, przez przypadek mój wzrok siadał na tafli lustra. Teraz... Teraz tym bardziej mam to gdzieś. Jakoś mnie to nie przejmuje. Ani ziębi, ani grzeje. Bo mniej jest mnie coraz.
I zastanawiam się, czy to tylko lustro sprawia takie wrażenie, czy może jeszcze inne spojrzenia zauważają ten pewien deficyt w moim ciele. Wcale się tego nie boję, broń Boże! Ale co jeśli lustro mnie okłamuje, jeśli w tym zarysowaniu kryje się jakaś czarna dziura, która wsysa moje odbicie, sprawiając wrażenie mniejszości i cienkości? Bo mniej jest mnie coraz. Mniej coraz. A czasu tak niewiele...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz