Odebrałem sobie spokój. Gdzieś zniknął w szaleństwie szczęśliwości zgotowanym przez poza ja.
Tak to już bywa. Czasami człowiek nie szuka a znajduje.
I co z tego?
Nic.
Ciebie i tak to nie obchodzi.
A ja jestem idealistą. Mam swoje przekonania, w które wierzę z dziecięcą naiwnością. Mam swoje marzenia, które zostawiam w sferze marzeń, bo po co je wyciągać na światło dzienne, szczycić się nimi czy opowiadać jak jakieś brednie.
Nawidzę i jestem
To najważniejsze.
Nie wywnętrzam z siebie czegoś,
czego nigdy nie przeżyłem. Może poza śmiercią popełnioną w kilku szczeniackich wierszykach z liceum, których dziś sam zrozumieć nie potrafię.
A takim natchnionym poetą był dzieciak o pedalskim pseudonimie
Nicość.
Nicość, tym byłem i dalej jestem. I świadomy tego jestem w stu procentach, w przeciwieństwie co do niektórych tak zwanych poetów przez olbrzymie P na pół kartki. Ale napełniam się sobą, nie powielanymi anegdotami, nie ulicznym kiczem, nie bajeczkami dla dorosłych o tym jak ona go kocha a on o nią walczy i aż zrzygać się idzie. Tak samo jak na wymioty mnie bierze czytając poprawnie polityczne i grzeczne wierszydła kilku ostatnio poznanych grafomanów. Nie zdejmuję z siebie łachów w wierszu.
Po co.
Przecież mam zaliczone publiczne pokazanie dupska.
Nie wstydzę się powiedzieć KURWA, kiedy jest to potrzebne. Wydalanie mnie z pseudopoetyckiej grupy nie siadło na żołądku
Nie mam zgagi ani wzdęć.
Staram się pisać co czuję, w końcu to wiersz mnie określa a nie jeden z drugim natchniony mówiący, że piękne,
że serduszka mi trzaśnie pod wierszem,
a ta literka powinna być w kolejnej linijce,
a to słowo nie pasuje bo, jest za proste.
Dżizas, sam jesteś za prosty. Pisz swoje romansidła o rycerzach i elfach, pisz swoje pożalsięboże wiejskie przyśpiewki, ja staram się wyjść poza się, pisać nie o moim pokoju zasyfionym a o tym co dzieje się wokół mnie. Słowami prostymi i językiem zagmatwanym w którym, tak, sam się jeszcze gubię.
Mistrzem czyni nie praktyka a
-sypanie z siebie a nie z rękawa
,
-odpowiedni moment
i
-kupa kasy w kieszeni
.
Tego ostatniego mi brak.
Ja piszę gdzie mnie nogi poniosą. Piszę gdzie znajdzie się moja głowa. Nie trzymam się utartych w papierze pakunkowym przestarzałych form. Przetwarzam co świat wierszuje i wierszuję co świat przetwarza.
I mam gdzieś Szymborską za jej noblowskim kiczem trącące śmieszne historyjki o kocie w pustym mieszkaniu. Na miejscu kota bym się siedem razy rzucił pod tira, by na jego oponie świat zwiedzać.
I foch,.
I foch,.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz