10 maj 2013

Gra


Obudziło go światło, ale to strach go otrzeźwił. Światło? Nie powinno go tu być. Oznaczało to tylko jedno - nadchodzili.
Nie miał zbyt wiele czasu. Nagły blask reflektorów w mgnieniu oka pozbawił go możliwości widzenia w ciemności, co zmusiło go do wyczołgania się z prowizorycznego łóżka na podłogę. Miał przy sobie tylko siedmiocalowe ostrze i bladego pojęcia o tym, co oni mogli mieć ze sobą. Bezszelestnie przeszedł przez dom, zatrzymując się na chwilę w kuchni po butelkę wody, którą wcześniej przygotował. Światło docierało z przodu domu, więc wybrał tylne drzwi. Pustka. Pustka, oprócz gwiazd - oślepiających w całkowitej ciemności.
"Spokojnie", wyszeptał. Spokojny oddech. Cisza.
Szeroki promień światła opadł łukiem przed nim i obrócił się kilka razy na ziemi. Poruszali się dalej, ale on nie dał się temu zwieść. Przeszukiwali po kolei każdy z domów. Nie daliby za wygraną. Gra się nie skończy. Nie mogła się skończyć. Nie, dopóki on żył.
Spojrzał w prawo. Cienkie palce latarek przemykały chaotycznie w powietrzu jak szalone świetliki. Po lewej było spokojnie, ale stamtąd właśnie przyszedł. Od wybrzeża. Zbyt ryzykowne, by wracać. Jego jedyną szansą było przeskoczenie płotu i udanie się na północ. Przełknął ślinę i zatrzymał się. Wspinaczka po pustym terenie wystawiła go na widok. Jeden błysk latarki w jego kierunku oznaczałby koniec gry.
Mógł ich dosłyszeć. Spokojne rozmowy, jak gdyby to polowanie było czymś normalnym. Od dawna zdawał sobie sprawę z tego, że jego świat, ten stary świat, odszedł, a na jego miejsce wstąpił psychotyczny świat. Świat, który z zabijania robił sobie zabawę. Wyciągnął najkrótszą zapałkę i teraz świat się mu przyglądał.
Głosy przeszły obok niego, przeskoczył płot jednym, zwinnym susem.
Ale zaraz, przecież...
Stał na polu. Polu z wysoką siatką graniczną, za którą widniała ciemna osłona lasów. Jeśli tylko dałby radę tam dotrzeć, może przetrwałby chwilę dłużej i zdążył obmyślić plan. Zaplanować sposób ucieczki.
Szalony pomysł, ale postanowił spróbować. Biegł przez rozmokłe pole. Miał szansę. Musiał spróbować. Złapał się siatki i podciągnął w górę. Dwie stopy. Trzy stopy. Cztery stopy. Był już dwanaście stóp nad ziemią, kiedy jeszcze raz zobaczył światło. Czas zwolnił, kiedy patrzył na oślepiające skry pistoletów.
- Świetny strzał! - powiedział dowódca, przyglądając się ciału, rozpiętemu jak Jezus, kurczowo trzymającego się siatki, zanim grawitacja sciągnęła je w dół.
Na ekranie prezenter powtarzał w kółko z entuzjazmem:
- Tak. To było wspaniałe zakończenie! Zajęło nam trzy dni, ale dorwaliśmy go. Zapraszamy za tydzień, kiedy pozbawimy się jeszcze jednego chłopaka z szaleńczymi pomysłami! Niech żyje ojczyzna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz