czeszę się grzebieniem
wyciągniętym tyle
co z kieszeni
kilka paprochów
zostało na nim po
zeszłoręcznych włożeniach
strzepuję śmietki
włosy i kurz
by zaraz
tym samym grzebieniem
który został zgwałcony wspomnieniami
przejechać po myślach
na włosy wylanych
włożę go z powrotem na miejsce
układając pomiędzy
strzępkiem twojego śniadania
a moimi zrzędliwymi słowami
pozahaczam ząbki
o pretensje i żale
następnym razem
gdy zapragnę się przeczesać
zrzucę je na ziemię
wypełniając kieszeń
twoim uśmiechem niezmąconym
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz