Leżał na plecach, promienie słońca wygładzały panele podłogowe, z których wydobywał się zapach pszczelego wosku i kurzu, za każdym razem kiedy się poruszył. Dziewczyna przy nim pozostawała bez ruchu, okryta w prześcieradło. Usiadł, żeby zapalić papierosa, pierwszego tego dnia. Podniósł się i podszedł do okna. Dzwony kościelne wzywały wiernych na mszę. Przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, leniwie drapiąc się po drugiej. Miał przeczucie, że coś się tego dnia miało wydarzyć, ale nie mógł sobie przypomnieć co.
Wpatrując się w zwiniętą postać za sobą, miał ochotę ją obudzić. Chciał, żeby sobie poszła, ale mogłaby się obudzić z nieodpartym pożądaniem, czy pytaniami na które nie miał zamiaru odpowiadać. Pomyślał o wyjściu do kawiarni. O tej porze dnia nie powinno być tam nikogo, kto by go znał, mógłby więc posiedzieć w samotności, drapać się po głowie i czytać gazetę bez przerywania mu. Może wtedy jego umysł zacząłby pracować na pełnych obrotach. Nienawidził budzić się z nieznajomymi. Nienawidził też być samotnym.
Ulica była cicha. Chłopiec na skuterze mignął przed nim z dziewczyną w płomiennej sukience siedzącą tyłem do niego. Jednooki kot siedział w półcieniu, mierząc go wzrokiem, wchodzącego do Kolportera na rogu, rzucającego monety bez patrzenia sprzedawcy w oczy. Kafejka była wypełniona melodią wczorajszych hitów granych w miejscowej stacji radiowej. Zatopił się w fotelu, kiedy kelnerka postawiła espresso na stoliku przed nim. Na szczęście, nie miała zamiaru z nim rozmawiać.
Przeczytał w ciszy dział sportowy, przeglądnął początek gazety, spojrzał na komiksy i wypił kawę jednym, szybkim łykiem. Dwóch mężczyzn, których rozpoznał, weszło do środka, więc podniósł niechętnie dłoń na znak przywitania. Usiedli w odległym kącie pomieszczenia, kiedy zasygnalizował kelnerce, żeby mu dolała kawy, zamówił też coś do jedzenia. Postawiła na nim talerz grillowanego mięsa, zjadł, nie pytając nawet co to jest.
Kobiety już nie było, kiedy wrócił do pokoju. Pozbierał rozrzucone prześcieradła i poduszki z podłogi i rzucił je w kąt, zwracając się do swojego dzieła. Tym razem umknęło mu, zmieniając kształt, kiedy nad nim pracował, do tego stopnia, że pomyślał czy nie przerwać nad nim pracy. Kobieta została wiadomość wybazgroloną perskim błękitem jego wiecznego pióra. Przeczytał szybko, zanim zmiął kartę i upuścił ją na podłogę.
To ten pokój, był prawie pewien, nie pozwalał mu pracować. Wynajęty pokój, w odległym miasteczku, gdzie znał niewielu ludzi. Nie powinien tu być. Niedzielny poranek... Poczuł ochotę na spacer w góry, ale wiedział też, że spotkałby tam zalecające się pary. Nie miał zamiaru niezapowiedzianym natrafić na nic z tych rzeczy. Miał dość rujnowania żyć. Po części dlatego się tu przeniósł. Czy ktokolwiek wiedział, że uciekał od konfliktu? Nie było to w jego naturze, by unikać kłótni, ale miał już dość. Dzięki temu, kobieta, którą zostawił, mogła zabrać co tylko chciała i, do czasu kiedy on powróci, wyniosłaby się i byłoby po wszystkim. Czyste rozstanie.
Stał przed obrazem przez dłuższy czas, zapalając papierosa za papierosem, mimo że obiecał sobie, że rzuci. Takie już są obietnice składane na potrzeby chwili. Spojrzał przez okno na dachy domów ukrywających życia, których nigdy nie pozna, zastanawiając się, czy kompromis to wytwór niebios czy piekieł. Drapiąc się po głowie, nalał sobie szklankę szkockiej, wypił szybko, żeby nalać kolejną. Podniósł pomiętą notatkę z podłogi. Jak się ta kobieta nazywała? Chciała, żeby do niej zadzwonił, dlatego zostawiła numer. Może zadzwoni za dwie, trzy godziny. Nie chciał kolejnego związku, nie, nie tak szybko. Olśniła go zeszłej nocy, po kilku drinkach, a on jej uległ. Schlebianie połechtało jego próżność aż po same jaja. Uśmiechnął się, nie miał czemu zaprzeczać, znalazł przyjemność przygodnego seksu. Napędzała jego chęć do życia.
Znów stanął nad obrazem i zabrał się do pracy. Dziwne są te ścieżki, które artysta musi przebyć, zanim oswoi się ze swoim dziełem. śmiejąc się, pozwolił słońcu gładzić skórę na jego dłoniach. Dobrze było się czuć w pełni żywym, a jeszcze lepiej - wolnym. Podniósł pędzel i przytknął do płótna. Jedna kreska była nieskończona. Postawił kolejną linię, swoim kciukiem wygładzając krawędzie. Teraz naprawdę pracował. Teraz całość nabierała kształtu. Przetarł płótno szmatą. To oczy, nie mógł namalować oczu, prawda? Wycisnął paloną umbrę, zmieszał z czernią. Czy to były oczy? Wpatrywał się w obraz przez dłuższy czas, zanim postanowił dalej malować, potem znów przerwał. Tak, to ona. Uśmiechnął się, pozwalając słońcu znów gładzić swoje ciało.
Podnosząc notkę od tej kobiety, wykręcił numer. Długo nikt nie odpowiadał, po czym w końcu usłyszał zaspany kobiecy głos...
Co to za odległe miasteczko, do którego się przeniosłeś? ;)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie oddajesz swoje myśli, czy są autobiograficzne, czy tylko zmyślone, jestem pod wielkim wrażeniem i bardzo wyczekuję kolejnego wiersza czy opowiadania! Chciałabym, ale chcieć sobie mogę, artysty nie można poganiać, jeszcze częściej widzieć tu Twoje małe dzieła. Kiedy wydasz książkę, na pewno kupię i znajdę Cię, żebyś mi autograf dał ;)
K.
Tylko... czemu to opowiadanie jest jakby urwane w połowie? Ja chcę więcej! Chcę wiedzieć co dalej!
OdpowiedzUsuńK.