Kiedy Piotr ściął włosy, ściął je naprawdę krótko.
Nosił długie włosy od dzieciństwa. Tak długo był wyczesanym dzieciakiem. Zdawało się, że Piotr się rozmył, choć ciągle przecież istniał.
Przyjaciele nie widzieli go całe dnie, a kiedy nagle, niespodziewanie pojawił się, w klubie gdzie wszyscy się spotykali, było to jakby statek kosmiczny wylądował, a Piotr z niego wyszedł.
Wszyscy się na niego wgapiali, wyczekując, naśmiewanie się wisiało w powietrzu, ale Piotr był wyczesanym dzieciakiem. Nikt nie śmiał się z niego nabijać.
- No, Piotrek, gdzieś ty był? - ktoś spytał. - I co to za przebranie?
Piotr przejechał dłonią po głowie. Można było widzieć prześwitujący skalp.
- Coś nowego. - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic się nie stało i tak też mogło zostać, gdyby cała reszta nie poczuła się wykluczona z decyzji, którą Piotr podjął, nie zapytawszy ich nawet o zdanie.
- To nic wielkiego. - powtórzył.
Dziewczyny się mu przyglądały, rzucając aprobujące/potępiające spojrzenia w jego kierunku. Piotr odwrócił się. Nie miał zamiaru paradować jak klaun w cyrku. Był wyczesanym dzieciakiem. Dziewczęta podeszły do niego, jakby subtelnie zachęcone jego brakiem zainteresowania, i stanęły w miejscu, z którego najlepiej mogły go podziwiać.
- Piotrek, niech no ci się przyjrzę.
Podniósł butelkę po piwie, chcący nią rzucić, zwracając wzrok w ich kierunku, zanim się znów odwrócił. Dziewczyny zaczęły się śmiać. Piotrek im się podobał, bo nie przejmowało go czy go lubiały czy nie.
Najbardziej bezczelna dziewczyna w grupie odezwała się.
- Nie podoba mi się. - oznajmiła.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie. - odpowiedział.
- Więc? Dla kogo?
Wszyscy głośno zaczęli się domagać tłumaczenia, mieli ku temu prawo, ale Piotr pozwolił ucichnąć harmidrom, siadając w jednej z lóż, a wokół niego zebrali się chłopcy.
- Idę do wojska. - oznajmił Piotr.
Najpierw zapadła głucha cisza, po niej głupie żarty, ale to szybko ucichło.
- Przecież to nie twój styl. - ktoś zaznaczył.
- Stary powiedział, że muszę iść.
Nikt się nie odezwał. Wszyscy wiedzieli jak twardym był ojciec Piotra.
- Kiedy idziesz?
- Pod koniec tygodnia. Obiecali mi przyjęcie pożegnalne. Chociaż tyle mogą zrobić, zanim wrócę do domu w czarnym worku.
- Wcale tak być nie musi. - ktoś zaprotestował.
Dziewczyny przyglądały się temu z pobliskiego stolika, z minami, jakby wszystkie mogły to samo powiedzieć.
Kiedy podeszła kelnerka, Piotr zamówił to co zwykle i znów wszystko wróciło do normy.
- A co z Basią? - ktoś spytał.
- Rozeszliśmy się. Tak będzie lepiej. Jest zbyt młoda, żeby nosić wdowi żal.
Tym razem wszyscy się roześmiali, choć nie miało to być śmieszne.
Piotr poszedł do domu sam. Nic co by powiedział czy zrobił, zmieniłoby jego los. Zasnął słuchając muzyki, a rano obudził się w mokrym łóżku.
Nigdy wcześniej tego nie robił. Piotr był wyczesanym dzieciakiem.
Zdjął prześcieradło, odwrócił materac, nastawił pralkę i patrzył przez okno, póki nie przyszła jego matka.
- Mamo, znowu to zrobiłem...
Matka pogłaskała go po głowie.
- To tylko nerwy. Przejdzie. - powiedziała. - Wielu chłopcom się to zdarza. W twoim przypadku, musiałeś czekać aż do osiemnastki.
Piotr przyglądał się matce przygotowującej śniadanie. Był pewien, że wszystkiego tego będzie mu brakować, a potem umrze. Wiedział na pewno, że umrze. Ta pewność przyniosła mu nową chęć do życia. Nawet przestał kłócić się z ojcem. Chciał tylko umrzeć szybko i bezboleśnie.
Kiedy zszedł ojciec, wszyscy zjedli płatki z mlekiem przy stole kuchennym. Wtedy Piotr znalazł plastikową zabawkę na dnie miski z płatkami.
- Zobacz mamo, znalazłem małego żołnierzyka.
Matka uśmiechnęła się, ale widział w jej oczach lśnienie łez.
Wrócił do śniadania, kładąc żołnierza na półce z resztą zabawek z płatków. Czekały na pomalowanie odpowiednimi farbkami.
Ktoś zapukał do drzwi, matka poszła sprawdzić kto to, wracając po chwili.
- Jakieś dziewczyny do ciebie Piotrusiu. - powiedziała.
Kiwnął głową.
- Nie chcę z nimi rozmawiać, mamo. Każ im sobie pójść.
Jego matka powoli podeszła do drzwi, czując się nieswojo musząc zasmucić koleżanki swojego syna, kiedy poczuła, że ma kilka odpowiedzi, którymi musi się podzielić.
Piotr stał w oknie, patrząc jak dziewczęta odchodzą. To ta sama grupa, z którą spędzał czas w gimnazjum. Znał każdą z nich. Wybrały Piotra na najfajniejszego chłopaka w szkole. Czyżby przyszły, żeby odebrać od niego trofeum? Wątpił w to, zapewne chciały się przekonać, czy aby się nie zmienił, ale on się zmienił, a wkrótce miał skończyć w trumnie.
Poczuł na sobie spojrzenie matki.
- Co?
- Jeszcze jest czas, żebyś zmienił zdanie.
Piotr przeniósł wzrok, obserwując ojca, który wpatrywał się w niego bez mrugnięcia okiem. Nie ruszył nawet palcem. Co się stało, nie może się już cofnąć.
Piotr pokręcił głową.
- Mamo, nie martw się za bardzo.
Piotr wyszedł na ganek, podniósł starą rękawicę baseballową i rzucił kilka piłek w ścianę. Przyglądał się ojcu parkującemu samochód na podjeździe, a potem pojechał autobusem do miasta. Musiał zrobić jedną, ostatnią rzecz. Później, wychodząc ze studia tatuażu, przyglądał się wzorowi zatopionemu w swoim ciele. Śmierć ponad hańbę brzmiał kursywą napis na przedramieniu.
To było dziecinne, impulsywne, ale dzięki temu poczuł się jak mężczyzna, a nie jak durny dzieciak, którym był. Już nie czuł potrzeby, żeby być wyczesanym dzieciakiem, więc wszedł do baru i zamówił piwo. Został szybko sprowadzony na ziemię, kiedy barman spytał go o dowód.
Na głównej ulicy miasteczka, patrzył na przejeżdżające samochody. Jak zwykle, liczył te niebieskie, czekając na autobus do domu. Zauważył Basię z jej przyjaciółmi i już prawie miał wyskakiwać z autobusu, żeby pokazać jej swój pierwszy tatuaż, kiedy przypomniał sobie, że z nią zerwał. Byłaby tylko niepotrzebna scena, a poza tym, bolało go ramię i czuł się dość głupio chwaląc się takim małym czymś, kiedy w przyszłości mógłby stanąć przed większym dylematem.
Matka czekała na niego. Obok niej, mężczyzna w mundurze pił kawę i mówił z przejęciem.
Jej słowa były szybkie i niedbałe.
- Piotr, to major Rokosz. Nie możesz iść do wojska. Chcą, żebyś najpierw poszedł do liceum. Jak myślisz?
Zauważył ulgę na jej twarzy. Cóż innego mógł odpowiedzieć?
- Dobrze mamo, jeśli tak ma być, niech tak będzie. A co na to ojciec?
- Pozwól, że z ojcem ja porozmawiam.
Major wręczył mu formularz do podpisania, po czym Piotr poszedł do swojego pokoju, gdzie zatopił się w łóżku. Dziwnie się czuł z myślą, że jednak nie umrze, że jeszcze nie..
Jakiś czas później zadzwonił telefon. To była Basia. Widziała go w autobusie i chciała z nim pogadać. Wiedział, że nie spodoba się jej tatuaż. Patrząc na litery, czuł się trochę głupio, pewien, że już nie był wyczesanym dzieciakiem, którym był do tej pory. W zasadzie nie miało to najmniejszego znaczenia, jak jego luzacki nauczyciel zwykł mówić, Dziś jest pierwszy dzień reszty mojego życia.
Nie widział w tym stwierdzeniu sensu, aż do dziś. Nadszedł czas, żeby zacząć i może, po raz kolejny, uwierzyć w marzenia. Sturlał się z łóżka.
- Mamo, jestem głodny - mogę coś przekąsić?
Zrobiła mu kanapkę, a kiedy jadł, zobaczył że mały żołnierz zniknął z półki, dało mu to do myślenia.
- Mamo, skoro zostaję w domu, możemy zmienić płatki na coś innego? Już mi nie podchodzą.
Uśmiechnęła się, potem zaniepokoiła, zauważając tatuaż na jego ramieniu. To była trudna chwila dla nich obojga.
- Wiesz, będziesz tego kiedyś żałował. - powiedziała.
- Przynajmniej dożyję tego kiedyś. - odpowiedział.
- Wydaje ci się, że to jest takie wspaniałe? - odrzekła.
Piotr uśmiechnął się. Już tak nie myślał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz