leżę pod kocem cienkim tylko
na łóżku z rękoma na sercu
próbuję je ogrzać
dłońmi zimnymi moimi
dogrzać żeby nie zgasło
by całkiem się w gruz nie zmieliło
kiedyś płonęło ogniem żywym
spalało się do czerwoności
dymiąc z siebie skrami żarzącymi
powietrze ciepłem czerwonym syciło
-kiedyś-
to czas całkiem zaprzeszły
wyrwany z oklepanego kontekstu
w zupełnie odmienny system operacyjny
nieudolnie migrowane
czuję jak wietrzeją mi trzewia
gdy obok ciebie
na odległość wspomnienia mglistego
bez ruchu żadnego leżę
i zastanawiam się całkiem na serio
czy jutro nie sformatować dysku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz